niedziela, 8 grudnia 2013

W cieniu San Francisco - Bezgłowy Anioł

Był wysoki, murowany. Swoim wyglądem świetnie wtapiał się w otoczenie. Niebieskie pokrycie współgrające z unoszącym się nad nim dymem pozornie mogło nie zostać zauważone przez potencjalnego przechodnia. Wyróżniało go jednak jedno. Czarny, bujany fotel stał u jego podnóża i doskonale kontrastował z jasnobrązową werandą. Taki właśnie był dom przy 48th Avenue 790. A był on własnością Amelii Anastazji Wan-Xiao Fin.
Kilkanaście sekund po wciśnięciu przez Claire dzwonka przy drzwiach te otworzyły się a z wnętrza domu przywitała ich pani Fin:
- Dzień dobry. – Powiedziała. – W czym mogę służyć?
- Jesteśmy z policji. – Zaczął Paul.
- Chcielibyśmy z panią porozmawiać. – Dokończyła komisarz David.
- Proszę wejść. – Zaprosiła Amelia i usunęła się na bok by wpuścić składających wizytę.
Chwilę później usiedli w ciepło urządzonym salonie, w którym wszystko zdawało się mieć swoje miejsce. Krwistoczerwony komplet wypoczynkowy złożony z dużej sofy i trzech głębokich foteli w rzeczywistości przywodził na myśl, że nie mógł być wybierany przez właścicielkę domu.
Claire od razu przeszła do rzeczy.
- Co łączyło panią z Walterem Scott’em?
Kobiecie lekko drgnęły wargi.
- Proszę mi powiedzieć jak długo to trwało? – Zaczęła spokojnie Claire i wytężyła słuch na wypadek gdyby pani Fin mówiła szeptem.
- Przeszło dwa i pół roku. – Odpowiedziała kobieta i spuściła wzrok na ciemnozielony, perski dywan, na którym stał hebanowy stolik. – Mieliśmy plany, chcieliśmy się pobrać… - Kontynuowała kobieta a komisarz Walky spostrzegł, że policzek młodej kobiety połyskuje od spływających łez. – Był spokojny jak rzadko, który mężczyzna. Bardzo lubił swoją pracę, ale ostatnimi czasy coś mnie zaniepokoiło. Wracał z niej jakby… Jakby coś musiał ukrywać. Nie rozmawiał ze mną o tym, ale znałam go na tyle długo żeby zauważyć, że coś się dzieje. Coś negatywnego.
- Poznaje to pani? – Zainteresowała się Claire wyciągając przed siebie dłoń z plastikową torebką zawierającą czarny przedmiot.
Amelia Fin w jednej chwili cofnęła się w fotelu a jej oczy wypełniły się strachem porównywalnym do tego, który czuje mysz uciekając przed kotem.
- A więc? – Przypomniał Walky. – Czy to należy do pani?
- Tak. – Potwierdziła krótko kobieta. – To wentyl od mojego roweru.
- Czy wie pani, że znaleziono go na miejscu zbrodni?
- Nie.
Zapadło milczenie, które w odczuciu wszystkich trojga ludzi znajdujących się w pomieszczeniu mogło trwać znacznie dłużej.
- Może to pani wyjaśnić, Amelio? – Wtrąciła komisarz płci pięknej.
- Dzień przed morderstwem ja i Walter wybraliśmy się rowerami za miasto. Postanowiliśmy spędzić dzień tylko ze sobą, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Jego przygnębione powroty z pracy w pewnym stopniu oddaliły nas od siebie. Dlatego też wybraliśmy się za miasto… - Rozpoczęła Amelia Fin. Zaspokoiła pragnienie wypijając połowę szklanki krystalicznie czystej wody po czym kontynuowała. – Koło godziny siedemnastej pojechaliśmy do niego. Gdy zsiadałam z roweru zauważyłam, że w tylnym kole brakuje powietrza. Walter obiecał, że je napompuje. Tym czasem gdy już się tym zajął, zadzwonił telefon. Musiałam wracać do siebie i przesiąść się w samochód. Moja matka tego dnia została wypisana ze szpitala. Następnego ranka gdy chciałam pojechać na pobliski targ w kole nie było ani centymetra sześciennego powietrza. Walter musiał nie zakręcić wentylu. Po pracy pojechałam do niego, było koło dziewiątej. Gdy weszłam… - Tu głos jej się załamał. – To co zastałam w jego domu… To był… koszmar… Ja… Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść. Zawiadomiłam pogotowie i policję… Na noc pojechałam do siostry… - Kobieta skończywszy mówić zaczęła szlochać.
Paul i Claire przyglądali się jej co chwilę spotykając się wzrokiem, myśleli nad dalszym dialogiem.
Kilka minut później gdy pani Fin doszła do siebie dobiegło ich przytłumione szczekanie.
- Ma pani psy? – Zgadywał Paul.
- Tak… Jeden bulterier i dwa owczarki niemieckie. – Wydukała Amelia. – Bardzo się przywiązały do Waltera… Każdego wieczoru słyszę jak za nim wyją.
- Ma pani skomplikowane i dość niespotykane nazwisko… - Zaczęła szarooka komisarz. – Ojciec ze Skandynawii, matka z Chin i dalsze pokrewieństwo z Japonią?
Claire trafiła jedynie pokrewieństwo ze Skandynawią. Amelia Wan-Xiao Fin, czarnowłosa kobieta o bardzo jasnej jak na taką egzotyczną urodę karnacji była zapewne obiektem westchnień nie jednego mężczyzny, jednak to właśnie Walter Scott był jednym z nielicznych, którzy mogli się przyjrzeć temu egzotycznemu „zjawisku” z bliska.
- Prawie. Ojciec był Szwedem, matka pół Japonką, pół Chinką. – Poprawiła kobieta o skośnie osadzonych oczach.
- Pobierzemy jeszcze tylko próbki pani DNA w celu potwierdzenia naszych danych  i jeśli pani pozwoli chcielibyśmy obejrzeć rower, którym pani była na wycieczce a przy okazji rzucić okiem na cały dom. – Poinformowała Claire. – Oczywiście mamy nakaz. – Ubiegła panią Fin kobieta.
Gdy czterdzieści minut później komisarz David i komisarz Walky skończyli pobierać próbki DNA pożegnali się i skierowali w stronę wyjścia.
Idąc wąskim korytarzem, na ścianach którego
wisiały dziesiątki fotografii wzrok Claire został przykuty przez płaską figurkę wiszącą w szerokiej, ciemnej wnęce. Szaroczarny porcelanowy anioł.  Zazwyczaj płaskie porcelanowe anioły emanowały pozytywnymi emocjami, jednak nie ten. Anioł przywoływał najgorsze wspomnienia jakie może posiadać człowiek. Był pozbawiony głowy zaś w miejscu gdzie powinna znajdować się szyja widniał czerwony, krzywy ślad farby. Po plecach Claire przeszły ciarki. Kobieta miała dziwne przeczucie, że jest w tym miejscu po raz pierwszy, ale nie ostatni.



Claire i Paul wróciwszy do Komendy Głównej podrzucili pobrane próbki pracującej w laboratorium Alex. Gdy wrócili do biura komisarz David, które na czas rozwiązania sprawy zabójstwa Waltera Scott’a przybrało miano „Centrum Dowodzenia nr 2” jako, że „Centrum Dowodzenia nr 1” było biurem o wyższym prestiżu i należało do Komendanta Głównego, zastali w nim jedynie pannę Collins i Michaela Fray’a. 

W cieniu San Francisco - IV Fałszywy Trop

Pierwszą czynnością każdego dnia, której dopuszczała się Claire po przyjściu do pracy było obejrzenie świeżych raportów w sprawie zabójstw i oględne przejrzenie kilkunastu najważniejszych brukowców.
Tego dnia było tak samo. Gdy kobieta ziewając przeglądała prasę  nagle otworzyły się drzwi do jej biura.
- Ile razy mam powtarzać... – Powiedziała pod nosem  komisarz mając na myśli to, że zazwyczaj ktoś kto chce z nią porozmawiać puka do drzwi. Nawet Thomas. – Paul?! A co ty tutaj robisz? – Zapytała zdziwiona kobieta. – Przecież w grafiku masz dzisiaj wolne.
- Tak, ale... No musiałem przyjechać! Nad ranem dzwonił do mnie kumpel z Darkey’a[1], Tj uciekł...
- Co?! – Brunetka wybałuszyła na Paula swoje pełne szarości oczy. – Czy myślisz o tym samym co ja?
Paul nie odpowiedział.
- To by było zbyt proste... – Skwitowała kobieta.
- Jednak teraz mamy potencjalnego zabójcę. Tj uciekł w środę nad ranem... – Poinformował męzczyzna.
- A zabójstwa dokonano w środę wieczorem. Nie. To nie może być takie łatwe, coś mi tu nie pasuje...
- Myślisz?
- Tak. Ktoś próbuje podstawić nam rozwiązanie, fałszywe rozwiązanie. – Zamyśliła się Claire.
- Co robimy?
- Idę do szefa, trzeba zebrać grupę operacyjną. Mam wrażenie, że szykuje się większa robota.
Claire wstała z fotela i z entuzjazmem wypadła z biura.
- Ej! – Zawołał do niej przyjaciel próbując ją dogonić. – Chcesz prowadzić śledztwo? – Zapytał przyciszonym głosem.
- Paul, a mamy inne wyjście? Dostałam tę sprawę i nie zamierzam jej spieprzyć. – Powiedziała dogłębnie kobieta.
- Jesteś pewna?
- Zaufaj mojej kobiecej intuicji.
Po przejściu całej komendy pani komisarz dotarła do biura Thomasa, Komendanta głównego Policji.
- Proszę. – Dobiegł kobietę głos zza drzwi, który najwidoczniej usłyszał pukanie.
- Dzień dobry szefie...
- O! Cześć Claire. – Powitał ją Thomas. – Mówiłem żebyś mówiła mi po imieniu!
- Tak wiem...
- Coś się stało? – Zapytał mężczyzna.
- Chciałabym cię prosić o przydzielenie mi kilku osób do śledztwa... – Zaczęła kobieta.
- Że co?! – Przerwał komendant. – Przecież ja nie mogę sobie ot tak przydzielać ludzi do rozwiązania sprawy zabójstwa! Jeśli chcesz żebym dał ci kilki ludzi musisz mieć solidne argumenty.
- Thomas!  - Zdenerwowała się brunetka. – Tj uciekł z więzienia w środę nad ranem! Zabójstwa dokonano tego samego dnia wieczorem. To jest zbyt proste żeby mogło się połączyć. Ktoś próbuje nam postawić gotowego zabójcę! Do tego ten wentyl, który znaleźliśmy na miejscu zbrodni!
- Poczekaj... Jaki wentyl? Co znaczy znaleźliśmy?! I może wytłumaczysz mi co robiłaś na miejscu zbrodni! – Zaczął krzyczeć na nią mężczyzna tym samym wstając z fotela i opierając się nadgarstkami o swoje biurko.
- Pojechałam z Paulem Walky’em na miejsce zbrodni, to fakt. Ale to było jedyne wyjście żeby znaleźć jakieś ślady. Przecież wiesz, że Południowa Komenda nie potrafi prowadzić śledztw i tylko zaciera ślady... Znaleźliśmy coś w rodzaju wentylu od roweru. Tak, podrzuciliśmy go już Alex. Pobraliśmy też kilka próbek krwi i tkanek, na wszelki wypadek. Thomas tutaj kryje się coś większego niż zwyczajne zabójstwo. Samo to w jaki sposób został zabity ten mężczyzna a do tego ta pieczęć dolara nad sercem... – Wypowiedziała się Claire.
Mężczyzna wrócił na fotel i wypuścił z siebie powietrze razem ze złością, która przed chwilą gotowała się w nim jak zupa.
- No dobrze. Ale wiesz co by się stało gdyby ktoś was nakrył. – Upomniał szef. – Więc na przyszłość – uważajcie. A teraz przedstaw mi swój punkt widzenia, tylko proszę cię, usiądź.
Kobieta usiadła przed masywnym, szklanym biurkiem i rozpoczęła swoją przemowę:
- Patrząc z perspektywy zwykłego szarego człowieka znamy zabójcę. Jest nim Thomas Jüre, powszechnie znany jako Tj. Ze zbrodnią łączy go data ucieczki z więzienia ale także styl w jakim została popełniona zbrodnia. Możliwe, że jego ucieczka z więzeinia nie ma nic wspólnego z zabójstwem. Możliwe, że ktoś próbuje go wrobić w kolejne zabójstwo, bo jak wiemy nie mieliśmy wystarczających dowodów wystarczających na wymierzenie pełnego wymiaru kary. Wydaje mi się, że ktoś po prostu podsuwa nam potencjalnego zabójcę by zakończyć śledztwo i zamknąć sprawę. Ktoś chyba nie chce żebyśmy się tym bardziej zainteresowali. Wydaje mi się również, że będzie sporo niewiadomych w tej sprawie i nie ma po prostu możliwości żebym rozwiązała tę sprawę sama. Decyzja o przydzieleniu ludzi oczywiście leży w twojej gestii ja tylko mogę o to prosić.
- To twoja pierwsza poważna sprawa. Wiesz o tym prawda? – Zapytał spode łba Thomas. Kobieta w odpowiedzi jedynie kiwnęła głową a mężczyzna kontynuował. – Dlatego mam nadzieję, że nie popełnię błędu przydzielając ci ludzi. Ile osób potrzebujesz?
- Paul i jeszcze sześć.
- Hm... No to jeszcze nie jest tak wiele. Więc mogę się zgodzić. Warunek jest taki, że wszystko czego się dowiesz i co będzie miało wpływ na rozwój sprawy będziesz mi przedstawiać. Jasne? – Zapytał z pełną powagą Dauer.
- Jak słońce, szefie. – Powiedziała Claire i uśmiechnęła się triumfalnie. – Zbiorę ludzi i zaczynam się brać do roboty. Kwadrans po ósmej zebranie w moim biurze, masz ochotę wpaść?
- Oczywiście. Nie omieszkam zobaczyć pani komisarz w akcji. – Odpowiedział szyderczym uśmiechem Thomas gdy Claire zbliżała się do wyjścia.
- W takim razie do zobaczenia. – Pożegnała się brunetka i puściła szefowi oko.
Gdy zamknęła za sobą drzwi była cała w skowronkach. Miała ochotę skoczyć pod sam sufit.
            Punkt piętnaście po ósmej w biurze Claire David wrzało. Koledzy po fachu, których zaprosiła kobieta rozmawiali między sobą spekulując jaki jest cel tego spotkania gdyż nikt nie został powiadomiony na co mają się przygotować.
Mimo małej powierzchni biuro szarookiej pani komisarz mogło pomieścić piętnaście osób, tak więc w chwili obecnej nie było w nim tłoku.


- Możemy zaczynać. – Powiedziała komisarz David podniesionym głosem a wszystkie rozmowy wnet ucichły.
- Celem tego zebrania... – Kobieta urwała bo drzwi do jej biura otworzyły się z wielkim hukiem a do pomieszczenia wpadł Thomas Dauer, na którym skupiły się wszystkie spojrzenia.
- Przepraszam Claire... – Powiedział zdyszany. – Miałem telefon z Darkey’a.
Nagle wzrok wszystkich siedzących w tym również Paula skupił się na Claire. Kobieta wiedziała, że to co teraz powie wzbudzi zarazem kontrowersję jak i zdziwienie, jednak nie zrezygnowała z poczucia chwilowej wyższości.
- Nic nie szkodzi Thomas. – Odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Oczy jej kolegów i koleżanek zrobiły się wielkie jakgbyby każdy z nich ujrzał ducha. Faktem było, że nie każdy ma możliwośc spoufalenia się z własnym szefem, którego każdy postrzega jako większe zło.
- Jak już zaczęłam celem tego zebrania jest sprawa zabójstwa Waltera Scott’a. Jako szef grupy operacyjnej będę nadzorowała całe śledztwo na zlecenie Komendanta. Mam nadzieję, że wspólnymi siłami zdołamy się posunąc o kilka kroków do przodu i rozwiązać zagadkę zabójstwa, ktora w rzeczywistości może być bardzo zawikłana i wymagać wielu poświęceń z naszej strony. Czy ktoś ma jakieś pytania? – Wypowiedziała się brunetka i popatrzyła po twarzach w poszukiwaniu upragnionych pytań.
- Co wiemy na temat zabójstwa? – Zapytał Michael Fray siedzący nieopodal Paula.
- Oczywistym jest, że Scott zmarł na skutek wykrwawienia. Z sekcji zwłok dowiaduje się, że we krwi znajdowała się duża dawka morfiny, benzodiazepiny, LSD i heroina. Został postrzelony w prawe płuco i doznał uderzenia tępym narzędziem w kośc potyliczną. To chyba wszystko co mamy. Niedługo powinny byc wyniki próbek, które pobraliśmy z Paulem z miejsca zbrodni a także indentyfikacja znalezionego przez nas przedmiotu, który rzekomo przypomina wentyl. – Skończyła Claire i usiadła w swoim czarnoskórym fotelu. – Kto ma ochotę na kawę?
Przez kolejne dwie godziny część grupy zajmującej się śledztwem prowadziła konwersację. Michael Fray, niebieskooki blondyn został wysłany do laboratorium. Andrea Collins dostała niecodzienną czynność wyszukania wszelkich informacji dotyczących ofiary. Począwszy od pochodzenia rodziców a skończywszy na życiu prywatnym oraz całkowitym życiorysie.
Pozostałe 6 osób zajęło się analizą zdjęć i ewentualnym przebiegiem zdarzeń.
- Są wyniki badań. – Powiedział Michael otwierając drzwi do biura Claire.
- I jak? – Wyrwał się Paul.
- Jakieś konkrety? – Wtrąciła Claire.
- Pod paznokciami środkowego i wskazującego palca ofiary została znaleziona tkanka ludzkiego pochodzenia. Brak przynależności do policyjnej bazy DNA świadczy o tym, że osoba nie była karana. Wentyl, który znaleźli Paul i Claire jest rzeczywiście wentylem od roweru. Są na nim odciski Waltera Scott’a a także niebieskie włókno, prawdopodobnie pochodzące z ubrania zabójcy.


- Andrea, masz coś? – Zainteresowała się szefowa grupy śledczej nie podnosząc wzroku z kartki, na której widniały wyniki badań.
- Sprawdziłam jego wszystkie powiązania z lokalną mafią. Kompletnie nic. Był zwykłym pracownikiem H&T Company*, rozwiedziony, bezdzietny. Miał kochankę.
Gdy tylko Andrea skończyła mówić Claire podniosła głowę i zaczęła intensywnie myśleć.
- Jak się nazywała, ta kochanka? – Zapytała.
- To trzydziestoczteroletnia Amelia Fin, spotykali się od blisko trzech lat. – Wygłosiła panna Collins.
 - Masz jej adres? – Szybko dodała szarooka kobieta.
- Jeśli wierzyć aktualnym danym, mieszka przy Czterdziestej ósmej Alei. Numer siedemset dziewięćdziesiąt.
- To niedaleko Great Highway? W pobliżu wybrzeża? – Dopytywał się Paul Walky.
- Chyba pani Fin powinna się spodziewać policji w niedalekim czasie. – Oznajmiła komisarz David. – Paul, jedziesz ze mną.
- Oczywiście szefie! – Zawołał radośnie mężczyzna i uśmiechnął się jak miał w zwyczaju, od ucha do ucha.


Chwilę później Claire i Paul znaleźli się w hallu Komendy Głównej.
- Czekaj! Musimy wstąpić do laboratorium. – Oznajmiła.
Kilkanaście minut później jechali w stronę 48th Avenue. Samochód prowadził komisarz Walky, Claire była zbytnio rozkojarzona.
- W gruncie rzeczy jestem bardzo ciekawa czy pani Fin rozpozna to małe cholerstwo. – Powiedziała  kobieta śledząc za szybą budynki, które mijali. W dłoni ściskała plastikową torebkę.




[1] Darkey – ang. Czarnuch, nazwa więzienia pochodząca od dominującej większości czarnoskórych skazańców.

W cieniu San Francisco - III W ukryciu

Gdy Max Rooselt się obudził słońce świeciło wysoko na niebie a Martina już nie było.
Mężczyzna wstał i poszedł wziąć prysznic. Chwilę później lodowata woda, która spływała po jego ciele
w pewnym stopniu go rozbudziła. Ubiegły wieczór sowicie zakrapiany alkoholem dał się we znaki jako ból głowy, który dopiero się pojawił.
Max wyszedł z łazienki na taras w samych bokserkach i rozprostował kości. Śpiew ptaków przypominał mu
o jego kochanku. Martin uwielbiał głos natury. Szum drzew, śpiew ptaków i odgłos kropli stukających
o blaszany dach gdy pada deszcz.
Dom w środku lasu za miastem był ucztą dla zmysłów. Max uwielbiał spędzać tam czas z Martinem.
Podczas picia kawy zadzwonił telefon.
- Słucham? – Odebrał Max.
- Witaj. – Powiedział męski głos w słuchawce. – Dobrze spałeś?
- Jak zawsze. – Odpowiedział z uśmiechem mężczyzna wychynąwszy kilka łyków kawy. – Dlaczego tak wcześnie wyjechałeś?
- Miałem kilka spraw do załatwienia w mieście. Gdzie będziesz po południu?
- Na Richland Avenue, bo co?
- Wpadnę do Chinatown i wezmę coś na wynos. Zjemy razem, dobrze? – Zapytał mężczyzna.
- Oczywiście. Masz przy sobie klucze?
- Mam. Planujesz wyjść?
- Nie. Chyba się zdrzemnę. Głowa mi pęka po tej wczorajszej whisky...  - Poinformował Max kładąc duży nacisk na słowo „pęka”. 
- Dobrze, w takim razie do zobaczenia później. A
i jeszcze jedno jeśli byś mógł odbierz dla mnie przesyłkę z Lombard Street.
- Nie ma sprawy. – Zgodził się Max. – Do usłyszenia.
Max wyłączył telefon i wrócił do łóżka pełen entuzjazmu, że kolejną noc spędzi właśnie z nim.

Satynowa pościel otuliła go chłodem tak ciasno, że przez całe ciało przeszedł go dreszcz a chwilę później stracił świadomość i zasnął. 

niedziela, 1 grudnia 2013

Autobiografia złego chłopca III

1 Września, Czwartek.
- Maciej Dębski. Słucham?
- Mam dla pana propozycję. - Odezwał się głos po drugiej stronie telefonu.
- Jeżeli seksualną, to od razu mówię, że nie jestem zainteresowany. A więc? - Cisz. - Czego mianowicie dotyczy propozycja? - Zainteresował się Dębski.
- Potrzebuję zdjęcia.
- To nie temat na telefon. O dziewiętnastej pod Zieloną Bramą.
- Pojawię się. Do zobaczenia.
Mężczyzna się rozłączył a Maciek schował komórkę do kieszeni. Wyszedł na taras. Wyciągnął papierosa i odpalił go.
- Ten dzień będzie dobry. - Powiedział na głos.
- Tak myślisz? - Z boku dobiegł go damski głos. To Weronika - dziewczyna Magdy paliła papierosa zawinięta w pasiasty koc.
- Tak myślę. Swoją drogą dzień dobry. Wcześnie dziś wstałaś.
- Muszę jechać na lotnisko. Odbieram obraz do Muzeum Narodowego.
- Coś wartego moich oczu? - Zażartował Maciek.
- O ile lubisz patrzeć na kreski tworzące geometryczną żyrafę. To tak zwana sztuka współczesna.
- Czym się zajmujesz? Konserwator dzieł sztuki?
- Mhm. Ale dziś robię za doręczyciela muzealnego.
Weronika westchnęła.
- Późno wróci? - Zapytał Maciek. Pytał o Magdę, którą mógłby uznać za pracoholiczkę, obserwując ilość czasu spędzanego w domu.
- Tak. Jak zawsze, ale zdążyłam się przyzwyczaić, że wiecznie się mijamy.
- Nie przeszkadza ci to? - Zdziwił się mężczyzna.
- Przeszkadza, ale nie zmienię tego. Ona ma swój tryb pracy, ja mam swój. To, że nie zawsze mamy dla siebie czas jest naturalne. To już nie jest życie na garnuszku rodziców. Na tym etapie trzeba sobie umieć poradzić z niedoborem czasu i jego rozplanowaniem. - Wypowiedziała się Weronika.
- Jak to u was jest z seksem? - Wypalił Maciek.
Kobieta się zaśmiała.
- Normalnie! Może co prawda nie mamy fiuta tak jak wy - faceci, ale potrafimy sobie poradzić bez niego.
- Życie bez penisa to życie stracone! - Zawołał mężczyzna. - Dobra lady. Ja spadam do środka bo zaraz mój najdroższy przyrząd straci przytomność z tego zimna!
- Ja też wracam do mieszkania. Miłego dnia!
Maciek poszedł do kuchni i włączył ekspres. Z podwójnym espresso wrócił do salony i włączył wiadomości.
- Sopocka Policja odkryła przełomowy trop w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Znalezione ubranie prawdopodobnie należało do młodej sopocianki. 
- Brednie. - Powiedział Maciek i zaczął zmieniać kanały. Zatrzymał się na jakimś przyrodniczym gdzie lektor opowiadał o rozrodzie Jętki Pospolitej. W końcu znudzony programem telewizyjnym wyłączył telewizor i poszedł pod prysznic.
            Koło dziewiątej Maciek wyszedł z domu. Gdy przechadzał się Aleją Grunwaldzką zorientował się, że źle dobrał ubiór do panującej temperatury. Przeszły go dreszcze.
*
Wybiła dziewiętnasta gdy Dębski wpatrywał się w Motławę i miejsce po starych, gdańskich spiżach.
- Kolejny nowoczesny moloch. Po co to komu? - Zaczął Maciek gdy zorientował się, że nie jest sam.
- Nasze społeczeństwo jest w okresie rozwoju gospodarczego. Centra handlowe i biurowe dopiero u nas powstają. - Odparł drugi mężczyzna.
Dębski się odwrócił i rozejrzał na boki, upewniając, czy nikogo poza mężczyzną nie ma w pobliżu.
- Przejdźmy się. - Zaproponował.
- Skąd wiedziałeś, że przyszedłem?
- Stary nawyk. Czujesz obecność drugiego człowieka.
- ABW?
- Policja.
- Długo?
- Osiem lat.
- Coś poszło nie tak?
- Można tak powiedzieć, ale nie o mnie chcieliśmy rozmawiać. Więc słucham.
- Potrzebuję informacji. - Szepnął starszy mężczyzna.
- Fakt. W innym wypadku nie rozmawiałbyś ze mną. - Stwierdził Maciek.
- Anna Filarska.
- Wiek, wygląd, pracodawca?
- Nic.
- Branża?
- Przemyt. 
- Dragi?
- Zgadza się.
- Skala?
- Regionalna.
- Informacje dostaniesz w środę wieczorem. Pieniądze wyślesz dzisiaj. Tu masz - Maciek podał mężczyźnie zapisaną kartkę. - Numer konta bankowego. Żegnam.
- Auf Wiedersehen Her Karznicov! - Pożegnał się głośniej starszy mężczyzna.
Dębski odwrócił się i odszedł. Złapał taksówkę i wsiadł do niej.
- No to do dzieła. - Powiedział do siebie.
            Gdy Maciek wrócił do domu wykręcił numer Alexa.
- Siema.
- Cześć! Co słychać? - Zapytał ktoś niskim głosem.
- Może opowiem wszystko przy piwie, hm? - Zaproponował mężczyzna.
- Będę za czterdzieści minut, okay? Ściągnij jakąś komedię.
- Jasne, coś mam na dysku. W takim razie czekam.
- Narazie.
           Godzinę później Maciek siedział z Alexem na kanapie popijają piwo. Komedia właśnie się zaczynała. Przez prawie dwie godziny mężczyźni oderwani od przyziemnych spraw pochłonęli kilka paczek tłustych chipsów i dwie zgrzewki piwa.
Napisy końcowe zakończyły ciszę przerywaną od czasu do czasu głośnym śmiechem.
- To co słychać? - Zapytał Alex.
- Nie pierdol. - Zaczął Maciek. Złapał mężczyznę za rękę i pociągnął za sobą. - Nie miałem faceta sto lat!


środa, 27 listopada 2013

Jesień


Mgła
          Nadeszła
Krew z  dłoni
          Spłynęła 
Szara pora
          Wzeszła

Stłumiona muzyka
Przestrzeń
          Wypełniła
Trupie popołudnie
Rozświetliły  
          Świece
Liście - kruszeją  
Słońce - zasypia
Ptaki - odlatują

Nagły haust
Zimnego powietrza
Czas
           Niestały
           Umniejszony
Być na szczycie
Łańcucha pokarmowego
Zostać
            Zjedzonym
            Własnym
Oddechem

wtorek, 12 listopada 2013

Gra



Serce
Na dłoni Twej
                Spoczywa
                Odkryte
Dotyk na mej twarzy
Delikatny
Namiętny
Prawdziwy
                Ty
                Bajecznie
                Piękny
Ostatecznie
Nieskończony
Wzrok
Wbity w Ciebie
Rzucona karta
                Gra
                Już rozpoczęta
                Express na trasie
Chcę Ciebie
Teraz
Zawsze
                Przez
                Wszystkie
                Dni
Do końca

Siebie

piątek, 20 września 2013

Myśli niepozorne VII

Tory

Życia
                Gdzie zabiorą
Pociągiem odwiecznym
Ekspresowym intersiti

Toksycznym
                Wagonem
Przepełnionym myślą

Ta najmilsza
Ponad tronem
                Własnego królestwa
Hadesu

Mroku
Cienia
                Uniesienia
Boskiego wytchnienia

Oddechu słońca
Księżyca
                Odwrotu od końca

Tory
Zmienią
Bieg

Rzeczywistości



Łza

Wytwarza się
                Spływa
Zagraża
Oku

Ona jest
Ona myśli
Ona czuje


                Wszystkie twoje
                Naturalne skutki
Zagubionego świata

Łza kształtuje
Koszuli

Bawełnianej
                Wzór

Wilgotnym szeptem
                Przekazuje
To co mózg
                W ruinach czaszki knuje

Odpraw ją
Odstaw ją
                Natychmiast

Bo

Gdy przyjdzie kolej
Przyjdzie czas
                Wysuszy skromne wnętrze
Promienia
Średnicy
                Fasady
                Twojego przeklętego
Ego

niedziela, 15 września 2013

Myśli niepozorne VI

Ret

Rany postrzałowej
Gdzie krew leje się strumieniem
Widok tej osoby
                Jakby nowej
Serce umysłem sterujące

Namiętność dziś ogromna
Całować
Pieścić
Twego ciała chce ona skromna
Myśli twe będą szeleścić
W czasie twego uniesienia

Ciepło ciał wnet nas ogarnie
Słońce wzejdzie na horyzont
Potem zejdzie znów tak marnie

Będę kochał tylko
                Ciebie
A gdy wzniesiesz w noc powieki
Będę zawsze w twej potrzebie
Już przy tobie
Już na wieki

Kołdra

Sen pod powieki podkłada
Wnosi w me życie światła cień
Twoje słowo mym sercem włada

Twa osoba w każdy dzień
Tak bliska jak ust
                Krawiących smak

Podniecenia
Uczucie
                Wzbijające się jak ptak

Podejdź

Kochaj



Lustro

Twoje życie
Spójrz

Na kratę zamkniętej świadomości
W głębię namiętności

Pusta udręka szarej rzeczywistości
A pod głazem twoja dusza
Przegryzana robaka strzępami

Dziecinne oczy wzrusza
Przesiąknięte łzami

Ból i zrozumienie
Matczyne
Zamyślenie

Świat biegnie w tępie
Zawrotnego uczucia

W mózgu
W sercu
W duszy tchnieniu
                Ja
                Ty

Kocham jak lustro
                Powierzchni swej odbicie



Pan

Spojrzał w jeziora toń
Obejrzał
Tej starszej pani dłoń
Westchnął

Młodość była mu nieobca
Zmarszczki tak odległe

Umrzeć chciał za młodu
Za miłość
Co nie raz dostarczyła chłodu
I nie raz tworzyła
                Zawiłość

Pan wyciągnął z kieszeni
Serce zakrwawione
Które w słońcu krwią błękitną mieni
I rzucił

                Łabędź
                Połknął
Zamieniając w proch feniksich piór
Swoje śnieżne niegdyś wizje

W cieniu San Francisco - II Fotografia

Kilka godzin po rozmowie z Paulem, w biurze Claire pojawił się niespodziewany gość.
- Dzień dobry. – Zaczął mężczyzna od wejścia.
- Zasady dobrego wychowania każą pukać. – Zaczęła kobieta nawet nie podnosząc wzroku z ekranu swojego laptopa i nadal pisząc sprawozdanie. – Ale widocznie komuś ich brakuje. – Skończyła i podniosła wzrok z ekranu monitora na człowieka, który postanowił ją odwiedzić.
- Ach… Dzień dobry szefie…- Speszyła się brunetka. – Ja… Przepraszam…
- Nic się nie stało. – Powiedział ciepło Thomas i uśmiechnął się. – Chyba nigdy nie nauczę się pukać.
Claire była dziwnie zaskoczona. Przecież jej szef nigdy nie był dla niej aż taki miły. Zazwyczaj czepiał się byle czego. Czyżby jej poranny incydent sprawił, że jej pracodawca zmienił do niej swoje nastawienie?
- W czym mogę panu pomóc? – Zapytała policjantka.
W tym momencie jej szef lekko się zarumienił.
- Mów mi Thomas. – Zaproponował szef i podał brunetce rękę.
Claire lekko zbita z tropu odwzajemniła gest.
- Czy coś się stało? – Zapytała niedowierzając, że kierownik komendy zaproponował jej zwracanie się do siebie po imieniu.
- Może wreszcie przyszedł czas na zmiany. – Odpowiedział cicho mężczyzna i lekko uniósł lewą brew.
Po chwili brunetka zabrała swoją dłoń a Thomas skierował się w stronę wyjścia.
- Mam dla ciebie kilkadziesiąt sprawozdań. – Wtrąciła Claire. – Zaczekaj chwilę. – Powiedziała po czym podniosła ze swojego biurka około dwustustronicowy plik kartek wypełnionych czarną, drobną, komputerową czcionką.
- Ach! Zupełnie bym zapomniał. Dostajesz sprawę zabójstwa tego mężczyzny, którego pozbawiono kończyn. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – Wypowiedział się Dauer gdy Claire podawała mu plik sprawozdań.
- Nie, skądże… - Odpowiedziała niepewnie kobieta.
- W takim razie do zobaczenia. – Pożegnał się Thomas i wyszedł zamykając za sobą duże, szklane drzwi.
Kobieta wróciła na swój fotel i przez około dziesięć minut zastanawiała się czy to co zdarzyło się przed kilkoma minutami nie było jej wymysłem. Jednak gdy spojrzała na brzeg biurka, na którym jeszcze jakiś czas temu leżał stos gotowych do oddania sprawozdań uświadomiła sobie, że to wszystko nie było jednak wyimaginowane.
Zbliżała się pora lunchu gdy Claire postanowiła zobaczyć się ze swoim przyjacielem. Po chwili grzebania w notatniku znalazła numer do Paula
i chwilę później wykręciła go w swoim telefonie znajdującym się na skraju biurka.
- Cześć Paul. To ja Claire. – Zaczęła kobieta gdy po sygnale usłyszała znajomy głos przyjaciela.
- Cześć, dlaczego dzwonisz z biura a nie ze swojej komórki? – Zapytał przez telefon mężczyzna.
- Wszystko ci wytłumaczę później. Masz może ochotę na lunch?
- Jasne! Z tobą zawsze. – Odpowiedział Paul a mimo iż Claire nie mogła go zobaczyć, czuła, że jej przyjaciel szeroko się uśmiecha. – Mam wyniki badań
z laboratorium i z prosektorium, więc dam ci je od razu.
- To do zobaczenia w Tsing-Tao za dwadzieścia minut. – Pożegnała się brunetka.
- Do zobaczenia.
Kobieta odkładając słuchawkę kątem oka dostrzegła zdjęcia zbrodni, której wyjaśnieniem miała się zająć. Przyglądając się jednemu ze zdjęć coś zauważyła. Czarny maleńki przedmiot leżący przy łóżku przykuł jej wzrok na kilka dłuższych sekund.
- Co to może być… - Mówiła do siebie kobieta. – No nic, trzeba będzie się tam wybrać.
Wstała z czarnego, skórzanego fotela, wrzuciła fotografie zrobione na miejscu zbrodni do torebki
i zarzuciła ją na ramię, po czym wyszła ze swojego biura.
Kilkanaście minut później otworzyła drzwi baru Tsing-Tao i weszła do klimatyzowanego pomieszczenia, w którym panował jaśminowy zapach. Claire głównie z tego powodu bardzo lubiła to miejsce. Drugą zaletą tego lokalu była jego lokalizacja, przylegał do ich Komendy policji.
            Gdy brunetka weszła do lokalu od razu spostrzegła Paula. Siedział przy oknie i bacznie obserwował morskie stworzenia pływające
w akwarium wbudowanym w ścianę obok niego. 
- Cześć! – Powitał ją mężczyzna i wstał co wskazywało na jego szarmanckie zachowanie. 
- Przepraszam, że musiałeś czekać. Gdy oglądałam zdjęcia kompletnie straciłam poczucie czasu. – Zaczęła tłumaczyć się Claire.
Chwilę później przyszła kelnerka w celu złożenia zamówienia.
- Ja poproszę toskańską zupę serową z orzechami i niegazowaną wodę mineralną z cytryną. – Odpowiedziała bez namysłu Claire szukając czegoś w swojej torebce.
Następnie młoda mulatka skierowała swoje pytanie w stronę Paula:
- A co będzie dla pana?
- Szwarcwaldzka sałatka z kurczakiem oraz Coca-Cola. – Odpowiedział mężczyzna przebiegając palcem po menu.
- Dziękuję. – Powiedziała kelnerka zapisując w swoim maleńkim notatniku zamówienie Paula. – To potrwa kilkanaście minut.
- Masz dla mnie wyniki sekcji i te z laboratorium? – Zainteresowała się Claire gdy kelnerka odeszła do innego stolika.
- Tak oczywiście. – Powiedział Paul podając kobiecie białą teczkę zawiązaną na kokardkę.
Brunetka otworzyła teczkę i wyciągnęła z niej kilka kartek po czym zaczęła je czytać. Po kilku minutach zwróciła się do przyjaciela:
- Dali mu ładną mieszankę… Morfina, heroina, LSD i benzodiazepiny… Był strasznie nafaszerowany.
- Ale może dzięki temu nie miał tak bolesnej śmierci. – Wtrącił policjant.
- Możliwe.
- Widziałaś wyniki sekcji?
Kobieta przebiegła wzrokiem po kilku spiętych kartkach i zaczęła czytać na głos:
- Dwudziestodziewięcioletni mężczyzna znany jako Walter Scott zmarł dwudziestego piątego kwietnia bieżącego roku około godziny dziewiętnastej trzydzieści. Jako pierwszorzędną przyczynę śmierci udało nam się określić wykrwawienie poprzez pozbawienie ofiary przez zabójcę wszystkich kończyn. Dodatkowymi czynnikami, które bezpośrednio mogły przyczynić się do śmierci były zadane uderzenia tępym narzędziem w kość potyliczną oraz jedna rana postrzałowa w miejscu prawego płuca. Charakterystycznym oznaczeniem należącym prawdopodobnie do zabójcy była pieczęć dolara pozostawiona w miejscu lewej piersi nad sercem. Podpisano Betty Crawford.
- Ciekawa zbrodnia, nieprawdaż? – Zaciekawił się Paul. – Jestem ciekaw kto dostanie tę sprawę.
Claire poczuła dziwne uczucie jakby jej żołądek przemieścił się pod same żebra.
- Wiesz… Chyba ja… - Zaczęła niepewnie brunetka.
- Ty? Jak to się stało? Tylko mi nie mów, że prosiłaś szefa…
- Nie. Thomas po prostu mnie poinformował, że przydzielił mi tą sprawę. – Tłumaczyła dalej kobieta.
- A od kiedy to ty jesteś z szefem na „ty”? – Zapytał spod byka mężczyzna czekając na solidne wytłumaczenie całej sprawy.
Z racji tego Claire zaczęła mu opowiadać swoją całodzienną historię. Począwszy od poznania nowego sąsiada aż do zauważenia na jednej z fotografii w sprawie morderstwa jakiegoś czarnego przedmiotu.
- No to widzę, że spodobałaś się szefowi.
- E tam. Głupoty gadasz. – Stwierdziła kobieta.
- Przecież od razu widać, że on na ciebie leci! – Powiedział głośno Paul a dwie kobiety siedzące po drugiej stronie lokalu odwróciły się i posłały mu chłodne spojrzenia. 
*
Po dość przyjemnym lunchu Paul i Claire wrócili do Komendy Głównej by poddać się ciągowi monotonnych zdarzeń, które zazwyczaj miały miejsce co 24 godziny. Claire sporządziła kilka raportów i rozpoczęła spekulacje na temat zabójstwa, do którego przydzielił ją Thomas. Czym mógł być owy przedmiot znajdujący się na zdjęciu, które kobieta oglądała kilka godzin wcześniej? Brunetka po chwili przemyśleń otworzyła szufladę w swoim biurku i wyciągnęła kilkanaście fotografii, które dostała od Paula.
Przedmiot, który przykuł jej uwagę miał kształt niedużego gwizdka i był kruczoczarnej barwy. Pierwszym skojarzeniem, które przyszło jej do głowy była łuska naboju. Mimo to setki tysięcy obejrzanych podczas okresu studiów łusek dały jej do myślenia. To nie mogła być łuska. Gdyby jednak tak było, zabójca popełniłby wówczas ogromny błąd, który wsadziłby go do pudła. Poza tym sam rozsądek mówił kobiecie, że nie istnieją takie proste rozwiązania, szczególnie w przypadku zabójstwa. Po kilku godzinach gdy Claire skończyła pracę znów zadzwoniła do swojego przyjaciela:
- Cześć Paul, to znowu ja. Nie przeszkadzam?
- Skądże znowu! – Odpowiedział ciepłym głosem mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.
- Masz może trochę czasu? Chciałabym pojechać na miejsce zbrodni i się rozejrzeć. – Wytłumaczyła kobieta.
- Oczywiście, nie ma sprawy. Czekam na parkingu przed Komendą za 10 minut. Do zobaczenia. – Powiedział spokojnym głosem Paul i się rozłączył.
Brunetka zarzuciła na siebie płaszcz, zabrała rzeczy, które mogłyby się przydać i wyszła ze swojego gabinetu.
Gdy Claire schodziła po marmurowych schodach, Paul pojawił się na parkingu.
- To co, jedziemy? – Zapytał kobieta wsiadając do samochodu.
- Jedziemy! To jakieś 10 minut drogi stąd. – Poinformował mężczyzna.
- Myślisz, że ktoś tam jeszcze jest o tej porze?
- Nie byłbym tego taki pewien. Masz latarki?
- Jak zawsze… - Odpowiedziała Claire z szyderczym uśmiechem.
Po kilkunastu minutach partnerzy dojechali do miejsca gdzie została popełniona zbrodnia. Budynek ogrodzony żółtymi taśmami był zbudowany ze starem cegły i wyglądał jak miniaturowy pałac. Dwie wieżyczki po jego lewej stronie ze spadzistymi dachami przykuwały uwagę.
- Wchodzimy? – Zapytał mężczyzna mimo oczywistej  odpowiedzi swojej przyjaciółki.
- Nie po to ryzykowałam życie jadąc z tobą samochodem. – Powiedziała i po chwili oboje wybuchli głośnym śmiechem i zaczęli zakładać lateksowe rękawiczki.
Na drzwiach wejściowych znajdowały się porozrywane już plomby. Paul zapalił latarkę i zgrabnym ruchem przekręcił okrągłą, metalową klamkę, która cicho trzasnęła zwiastując otwarcie drzwi. ewnątrz panowała całkowita ciemność, która po chwili została rozproszona blaskiem zapalonej latarki.
- Zabito go w kuchni, prawda? – Upewniła się kobieta.
- Tak, to chyba na samym końcu korytarza. – Stwierdził partner.
Przechodząc ciemnym korytarzem Claire podświetlała oszklone fotografie rodzinne, które obwieszały całą ścianę. Po dotarciu do kuchni szarooką panią komisarz przeszedł dreszcz. Plamy krwi, które zobaczyła na zdjęciach w dalszym ciągu, bez żadnych zmian pokrywały posadzkę. Jedynym miejscem pozbawionym krwi był fragment podłogi, na którym jak stwierdziła Claire znajdował się tułów Waltera Scott’a pozbawiony kończyn.  
Claire przeszła przez kuchnię i zatrzymała się pomiędzy zmywarką a narożnikową szafką. Na posadzce w zakrzepłej krwi leżał ciemny przedmiot, który kobieta zauważyła na zdjęciu. Zbliżając źródło światła do owego przedmiotu zaczęła go bacznie obserwować.
- Paul, jak myślisz co to może być? – Zapytała.
Brunetka słysząc zbliżającego się przyjaciela podniosła wzrok próbując uzyskać jakąkolwiek odpowiedź.
- Wiesz… wygląda mi to na wentyl od roweru. – Powiedział spokojnie Paul tak dobierając słowa by jego wypowiedź nie sprawiała wrażenia głupiej.
- Podrzucę to Alex. Może znajdzie jakieś ślady. – Oznajmiła po czym wyciągnęła z torebki pęsetę i nieduży, plastikowy woreczek.
Włożyła do niego umazany krwią wentyl i po zamknięciu schowała do torebki.
- Pobierzesz kilka próbek? – Spytała Claire prostując nogi a tym samym znajdując się na poziomie Paula.
- Wezmę trochę krwi i sprawdzę na wszelki wypadek resztę pomieszczeń. Może znajdę coś co się przyda.
Przez resztę pobytu w domu, w którym popełniono zabójstwo pani komisarz przechodziła z pomieszczenia do pomieszczenia bacznie obserwując swojego przyjaciela podczas monotonnej pracy zbierania śladów. Sama zaś próbowała znaleźć jakieś dokumenty, zdjęcia i przedmioty, które mogły mieć jakiś związek ze zbrodnią. Niestety jedyną rzeczą, która była godna uwagi były dokumenty przewozowe, które musiał mieć Scott nim wyjechał z portu, w którym pracował. Był kierowcą ciężarówki dostarczającej kontenery, które przybyły z importu. Z Centrum Przeładunku Kontenerów do miejsca ich przeznaczenia. Claire doszła do wniosku, że nie potrafiłaby się odnaleźć w tak mało interesującej i przytłaczającej pracy.
Po kilku godzinach mozolnych poszukiwań w domu przy Vincente Street zakończyli swoje nadgodziny, które ich dwojgu zdarzały się nadzwyczaj często.
Mimo bezcelowych prób odwiezienia Claire do domu Paul wreszcie uległ i podrzucił ją pod Komendę Główną, gdzie zostawiła swój samochód. Nidy nie lubiła zostawiać swojego czarnego Nissana na pastwę losu. Był dla niej zbyt cenny, by mogła sobie pozwolić na jego zaniedbanie.
Po powrocie na policyjny parking wsiadła do swojego samochodu i udała się do swojego mieszkania, znajdującego się przy Montgomery Street 600 na 39 piętrze. Mieszkanie znajdowało się w biurowcu o nazwie Transamerica Pyramid, który ze względów na zadłużenie musiał zrezygnować z części powierzchni biurowych, w których zostały zaprojektowane mieszkania z widokiem na połowę a nawet większość miasta.
Gdy wreszcie koło północy kobieta brała odprężającą kąpiel w wannie wypełnionej po brzegi gorącą wodą ktoś zadzwonił do drzwi. Kobieta wyrwana z transu opuściła miejsce relaksu i w pośpiechu owinęła się bawełnianym, krwistoczerwonym ręcznikiem. Pozostawiając za sobą mokre ślady w całym mieszkaniu rozwścieczona Claire podeszła do drzwi.  Spoglądając przez judasz upewniła się kto przyszedł o tak późnej porze. To Matt Hope, nowo poznany sąsiad uśmiechał się po drugiej stronie warstwy drewna jaka w tym momencie ich dzieliła.
- Musisz mieć dobre usprawiedliwienie, bo właśnie przerwałeś mój rytuał kąpieli, na który czekałam cały dzień. – Powiedziała z wyrzutem kobieta otwierając drzwi na oścież.  
Uśmiechnięta twarz młodego mężczyzny na chwilę zamarła. Tak jak malarz ocenia swoje dzieło tak i Matt w danej chwili  oceniał walory Claire, które podkreślał ciasno owinięty ręcznik.
- A więc? – Ponagliła pani komisarz lekko unosząc lewą brew.
- Yyy… Tak. Przyniosłem herbatę. – Powiedział wyrwany z zadumy mężczyzna i mijając Claire wszedł do środka, nie zapytawszy nawet o pozwolenie.
W rękach trzymał tacę, na której znajdował się duży imbryk i dwie filiżanki a wszystko to było w kolorze oliwkowej zieleni.
- Bezczelny… - Powiedziała pod nosem brunetka.
- Słyszałem! – Zawołał radośnie z salonu Matt.
Kobieta zamknęła drzwi poszła w stronę salonu.
- Posłuchaj. Nie wiem dlaczego twoja osoba znalazła się tutaj o tej porze, nie mam o tym zielonego pojęcia. Ale jeśli oczekujesz, że będę tutaj siedzieć w samym ręczniku to jesteś w błędzie. – Wysłowiła się Claire. – Czekaj tutaj, zaraz wrócę. – Dokończyła i skierowała się w stronę łazienki.
Po około 10 minutach wróciła ubrana w luźne spodnie i czarną koszulkę na ramiączkach z logo zespołu Linkin Park. Gdy tylko weszła do kuchni połączonej z salonem o mały włos nie dostała ataku serca widząc nogi mężczyzny zwisające z metalowej, staromodnej lodówki.
- Człowieku! Nie dość, że naruszasz moją prywatność to jeszcze chwila i byś wzywał karetkę! – Zdenerwowała się szarooka, której mokre włosy odcisnęły znikome ślady na czarnej koszulce.
- Przepraszam. Nie miałem takiego zamiaru. – Wyjaśnił mężczyzna zeskakując z lodówki. – Herbaty?
- Poproszę.
Claire pomału wracała do stanu sprzed 20 minut. Usiadła na swojej ulubionej czarnej, skórzanej sofie i wyciągnęła nogi do przodu.
     - Jesteś inna.
     - Co? Jeśli próbujesz…
- Nie próbuję cię obrazić. – Przerwał szybko Matt. – Po prostu nie jesteś sztuczna tak jak większość kobiet w twoim wieku.
- Co masz na myśli?
- No na przykład to, że nie ubrałaś się reprezentacyjnie tylko na luzie, tak jak jest ci najwygodniej.
- W końcu jestem u siebie. – Skwitowała kobieta mrużąc oczy i biorąc filiżankę wypełnioną herbatą.
Mimo iż sąsiad wprawił ją w nienajlepszy humor to od chwili gdy poczuła zapach unoszący się z imbryka marzyła by skosztować tego co było w jego wnętrzu.
Po upiciu kilku łyków herbaty jej podniebienie czuło się jak w niebie. Czuła bukiet składający się z nuty pomarańczy połączonej z przyprawami korzennymi oraz miodem.
- Wyśmienita. Zazwyczaj nie pijam herbat ale ta… Jest warta moich ust.  – Powiedziała z szyderczym uśmiechem Claire odstawiając filiżankę na brzeg stolika.
Herbaty w imbryku ubywało a Claire i Matt’owi rozmawiało się jak gdyby znali się od kilku lat. Gdy około 4 nad ranem imbryk był pusty a oni umówili się na spacer po targu, postanowili się pożegnać.
- To do zobaczenia. – Powiedziała kobieta uśmiechając się od ucha do ucha i zamknęła drzwi za sąsiadem.

Nigdy by nie przypuszczała, że TEN, kto przerwie jej ulubione zajęcie jakim była kąpiel, będzie świetnym towarzyszem do rozmowy. 

czwartek, 12 września 2013

Myśli niepozorne V

Sopot

                                               Tak cichy w zimie
                                               Jak nocą morze

   Spokojne
   Natchnione
Zamknięty w czasie

Kot na tarasie
               Spogląda
               Zielonym okiem
W głąb nasyconego
               Mrokiem
   Deptaka

Wschód ukazujący
               Bursztynu piękno
               Muszli odłamki
Słońce wstawione w ramki
Niczym zdjęcie znad Bałtyku
               Poranek
Pośród mew krzyku
               Niezapomniany

                                                              Spójrz
   To Sopot

               Sopot ukochany



Noc

Miasto
Spowite łuną
                Latarni
Ulicami się przechadzam
                Donikąd
Idę
Tymi niby lepszymi
                Ścieżkami

Niedopałek papierosa
Na gazecie ląduje
Litery
Na wieczność
Wypala

Wzrok nocy
                Tak ponury
                Wszak okropny
Zniewala
Godzina trzecia
                A ja wciąż
                Przed siebie zmierzam
Widok
Domu mijanego setny raz
W głowie zapada
                Nie wracam
                Nie mogę
                Nie chcę