Kilka
godzin po rozmowie z Paulem, w biurze Claire pojawił się niespodziewany gość.
- Dzień dobry. – Zaczął
mężczyzna od wejścia.
- Zasady dobrego wychowania
każą pukać. – Zaczęła kobieta nawet nie podnosząc wzroku z ekranu swojego
laptopa i nadal pisząc sprawozdanie. – Ale widocznie komuś ich brakuje. –
Skończyła i podniosła wzrok z ekranu monitora na człowieka, który postanowił ją
odwiedzić.
- Ach… Dzień dobry szefie…-
Speszyła się brunetka. – Ja… Przepraszam…
- Nic się
nie stało. – Powiedział ciepło Thomas i uśmiechnął się. – Chyba nigdy nie
nauczę się pukać.
Claire
była dziwnie zaskoczona. Przecież jej szef nigdy nie był dla niej aż taki miły.
Zazwyczaj czepiał się byle czego. Czyżby jej poranny incydent sprawił, że jej
pracodawca zmienił do niej swoje nastawienie?
- W czym mogę panu pomóc? –
Zapytała policjantka.
W tym momencie jej szef lekko się zarumienił.
- Mów mi Thomas. – Zaproponował
szef i podał brunetce rękę.
Claire lekko zbita z tropu odwzajemniła gest.
- Czy coś się stało? – Zapytała
niedowierzając, że kierownik komendy zaproponował jej zwracanie się do siebie
po imieniu.
- Może wreszcie przyszedł czas
na zmiany. – Odpowiedział cicho mężczyzna i lekko uniósł lewą brew.
Po chwili brunetka zabrała swoją dłoń a Thomas skierował
się w stronę wyjścia.
- Mam dla ciebie kilkadziesiąt
sprawozdań. – Wtrąciła Claire. – Zaczekaj chwilę. – Powiedziała po czym
podniosła ze swojego biurka około dwustustronicowy plik kartek wypełnionych
czarną, drobną, komputerową czcionką.
- Ach! Zupełnie bym zapomniał.
Dostajesz sprawę zabójstwa tego mężczyzny, którego pozbawiono kończyn. Mam
nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – Wypowiedział się Dauer gdy Claire
podawała mu plik sprawozdań.
- Nie, skądże… - Odpowiedziała
niepewnie kobieta.
- W takim razie do zobaczenia.
– Pożegnał się Thomas i wyszedł zamykając za sobą duże, szklane drzwi.
Kobieta
wróciła na swój fotel i przez około dziesięć minut zastanawiała się czy to co
zdarzyło się przed kilkoma minutami nie było jej wymysłem. Jednak gdy spojrzała
na brzeg biurka, na którym jeszcze jakiś czas temu leżał stos gotowych do
oddania sprawozdań uświadomiła sobie, że to wszystko nie było jednak
wyimaginowane.
Zbliżała się pora lunchu gdy
Claire postanowiła zobaczyć się ze swoim przyjacielem. Po chwili grzebania w
notatniku znalazła numer do Paula
i chwilę później wykręciła go w swoim telefonie znajdującym się na skraju
biurka.
- Cześć Paul. To ja Claire. – Zaczęła
kobieta gdy po sygnale usłyszała znajomy głos przyjaciela.
- Cześć, dlaczego dzwonisz z
biura a nie ze swojej komórki? – Zapytał przez telefon mężczyzna.
- Wszystko ci wytłumaczę
później. Masz może ochotę na lunch?
- Jasne! Z tobą zawsze. –
Odpowiedział Paul a mimo iż Claire nie mogła go zobaczyć, czuła, że jej
przyjaciel szeroko się uśmiecha. – Mam wyniki badań
z laboratorium i z prosektorium, więc dam ci je od razu.
- To do zobaczenia w Tsing-Tao
za dwadzieścia minut. – Pożegnała się brunetka.
- Do zobaczenia.
Kobieta
odkładając słuchawkę kątem oka dostrzegła zdjęcia zbrodni, której wyjaśnieniem
miała się zająć. Przyglądając się jednemu ze zdjęć coś zauważyła. Czarny
maleńki przedmiot leżący przy łóżku przykuł jej wzrok na kilka dłuższych
sekund.
- Co to może być… - Mówiła do
siebie kobieta. – No nic, trzeba będzie się tam wybrać.
Wstała z czarnego, skórzanego fotela, wrzuciła fotografie
zrobione na miejscu zbrodni do torebki
i zarzuciła ją na ramię, po czym wyszła ze swojego biura.
Kilkanaście
minut później otworzyła drzwi baru Tsing-Tao i weszła do klimatyzowanego
pomieszczenia, w którym panował jaśminowy zapach. Claire głównie z tego powodu
bardzo lubiła to miejsce. Drugą zaletą tego lokalu była jego
lokalizacja, przylegał do ich Komendy policji.
Gdy
brunetka weszła do lokalu od razu spostrzegła Paula. Siedział przy oknie i
bacznie obserwował morskie stworzenia pływające
w akwarium wbudowanym w ścianę obok niego.
- Cześć! – Powitał ją mężczyzna
i wstał co wskazywało na jego szarmanckie zachowanie.
- Przepraszam, że musiałeś
czekać. Gdy oglądałam zdjęcia kompletnie straciłam poczucie czasu. – Zaczęła
tłumaczyć się Claire.
Chwilę
później przyszła kelnerka w celu złożenia zamówienia.
- Ja poproszę toskańską zupę
serową z orzechami i niegazowaną wodę mineralną z cytryną. – Odpowiedziała bez
namysłu Claire szukając czegoś w swojej torebce.
Następnie młoda mulatka skierowała swoje pytanie w stronę
Paula:
- A co będzie dla pana?
- Szwarcwaldzka sałatka z
kurczakiem oraz Coca-Cola. – Odpowiedział mężczyzna przebiegając palcem po
menu.
- Dziękuję. – Powiedziała
kelnerka zapisując w swoim maleńkim notatniku zamówienie Paula. – To potrwa
kilkanaście minut.
- Masz dla mnie wyniki sekcji i
te z laboratorium? – Zainteresowała się Claire gdy kelnerka odeszła do innego
stolika.
- Tak oczywiście. – Powiedział
Paul podając kobiecie białą teczkę zawiązaną na kokardkę.
Brunetka otworzyła teczkę i wyciągnęła z niej kilka kartek
po czym zaczęła je czytać. Po kilku minutach zwróciła się do przyjaciela:
- Dali mu ładną mieszankę…
Morfina, heroina, LSD i benzodiazepiny… Był strasznie nafaszerowany.
- Ale może dzięki temu nie miał
tak bolesnej śmierci. – Wtrącił policjant.
-
Możliwe.
-
Widziałaś wyniki sekcji?
Kobieta przebiegła wzrokiem po kilku spiętych kartkach i
zaczęła czytać na głos:
- Dwudziestodziewięcioletni
mężczyzna znany jako Walter Scott zmarł dwudziestego piątego kwietnia bieżącego
roku około godziny dziewiętnastej trzydzieści. Jako pierwszorzędną przyczynę
śmierci udało nam się określić wykrwawienie poprzez pozbawienie ofiary przez
zabójcę wszystkich kończyn. Dodatkowymi czynnikami, które bezpośrednio mogły
przyczynić się do śmierci były zadane uderzenia tępym narzędziem w kość
potyliczną oraz jedna rana postrzałowa w miejscu prawego płuca.
Charakterystycznym oznaczeniem należącym prawdopodobnie do zabójcy była pieczęć
dolara pozostawiona w miejscu lewej piersi nad sercem. Podpisano Betty Crawford.
- Ciekawa zbrodnia, nieprawdaż?
– Zaciekawił się Paul. – Jestem ciekaw kto dostanie tę sprawę.
Claire poczuła dziwne uczucie jakby jej żołądek
przemieścił się pod same żebra.
- Wiesz… Chyba ja… - Zaczęła
niepewnie brunetka.
- Ty? Jak to się stało? Tylko
mi nie mów, że prosiłaś szefa…
- Nie. Thomas po prostu mnie
poinformował, że przydzielił mi tą sprawę. – Tłumaczyła dalej kobieta.
- A od kiedy to ty jesteś z
szefem na „ty”? – Zapytał spod byka mężczyzna czekając na solidne wytłumaczenie
całej sprawy.
Z racji tego Claire zaczęła mu opowiadać swoją całodzienną
historię. Począwszy od poznania nowego sąsiada aż do zauważenia na jednej z
fotografii w sprawie morderstwa jakiegoś czarnego przedmiotu.
- No to widzę, że spodobałaś
się szefowi.
- E tam. Głupoty gadasz. –
Stwierdziła kobieta.
- Przecież od razu widać, że on
na ciebie leci! – Powiedział głośno Paul a dwie kobiety siedzące po drugiej
stronie lokalu odwróciły się i posłały mu chłodne spojrzenia.
*
Po dość przyjemnym lunchu Paul
i Claire wrócili do Komendy Głównej by poddać się ciągowi monotonnych zdarzeń,
które zazwyczaj miały miejsce co 24 godziny. Claire sporządziła kilka raportów
i rozpoczęła spekulacje na temat zabójstwa, do którego przydzielił ją Thomas. Czym
mógł być owy przedmiot znajdujący się na zdjęciu, które kobieta oglądała kilka
godzin wcześniej? Brunetka po chwili przemyśleń otworzyła szufladę w swoim
biurku i wyciągnęła kilkanaście fotografii, które dostała od Paula.
Przedmiot, który przykuł jej
uwagę miał kształt niedużego gwizdka i był kruczoczarnej barwy. Pierwszym
skojarzeniem, które przyszło jej do głowy była łuska naboju. Mimo to setki
tysięcy obejrzanych podczas okresu studiów łusek dały jej do myślenia. To nie
mogła być łuska. Gdyby jednak tak było, zabójca popełniłby wówczas ogromny
błąd, który wsadziłby go do pudła. Poza tym sam rozsądek mówił kobiecie, że nie
istnieją takie proste rozwiązania, szczególnie w przypadku zabójstwa. Po kilku
godzinach gdy Claire skończyła pracę znów zadzwoniła do swojego przyjaciela:
- Cześć Paul, to znowu ja. Nie
przeszkadzam?
- Skądże znowu! – Odpowiedział
ciepłym głosem mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.
- Masz może trochę czasu?
Chciałabym pojechać na miejsce zbrodni i się rozejrzeć. – Wytłumaczyła kobieta.
- Oczywiście, nie ma sprawy.
Czekam na parkingu przed Komendą za 10 minut. Do zobaczenia. – Powiedział
spokojnym głosem Paul i się rozłączył.
Brunetka
zarzuciła na siebie płaszcz, zabrała rzeczy, które mogłyby się przydać i wyszła
ze swojego gabinetu.
Gdy Claire schodziła po marmurowych schodach, Paul pojawił
się na parkingu.
- To co, jedziemy? – Zapytał kobieta
wsiadając do samochodu.
- Jedziemy! To jakieś 10 minut
drogi stąd. – Poinformował mężczyzna.
- Myślisz, że ktoś tam jeszcze
jest o tej porze?
- Nie byłbym tego taki pewien.
Masz latarki?
- Jak zawsze… - Odpowiedziała
Claire z szyderczym uśmiechem.
Po
kilkunastu minutach partnerzy dojechali do miejsca gdzie została popełniona
zbrodnia. Budynek ogrodzony żółtymi taśmami był zbudowany ze starem cegły i
wyglądał jak miniaturowy pałac. Dwie wieżyczki po jego lewej stronie ze
spadzistymi dachami przykuwały uwagę.
- Wchodzimy? – Zapytał mężczyzna
mimo oczywistej odpowiedzi swojej
przyjaciółki.
- Nie po to ryzykowałam życie
jadąc z tobą samochodem. – Powiedziała i po chwili oboje wybuchli głośnym
śmiechem i zaczęli zakładać lateksowe rękawiczki.
Na
drzwiach wejściowych znajdowały się porozrywane już plomby. Paul zapalił
latarkę i zgrabnym ruchem przekręcił okrągłą, metalową klamkę, która cicho
trzasnęła zwiastując otwarcie drzwi. ewnątrz panowała całkowita ciemność, która
po chwili została rozproszona blaskiem zapalonej latarki.
- Zabito go w kuchni, prawda? –
Upewniła się kobieta.
- Tak, to chyba na samym końcu
korytarza. – Stwierdził partner.
Przechodząc ciemnym korytarzem
Claire podświetlała oszklone fotografie rodzinne, które obwieszały całą ścianę.
Po dotarciu do kuchni szarooką panią komisarz przeszedł dreszcz. Plamy krwi,
które zobaczyła na zdjęciach w dalszym ciągu, bez żadnych zmian pokrywały
posadzkę. Jedynym miejscem pozbawionym krwi był fragment podłogi, na którym jak
stwierdziła Claire znajdował się tułów Waltera Scott’a pozbawiony kończyn.
Claire przeszła przez kuchnię i zatrzymała się pomiędzy
zmywarką a narożnikową szafką. Na posadzce w zakrzepłej krwi leżał ciemny
przedmiot, który kobieta zauważyła na zdjęciu. Zbliżając źródło światła do
owego przedmiotu zaczęła go bacznie obserwować.
- Paul, jak myślisz co to może
być? – Zapytała.
Brunetka słysząc zbliżającego się przyjaciela podniosła
wzrok próbując uzyskać jakąkolwiek odpowiedź.
- Wiesz… wygląda mi to na
wentyl od roweru. – Powiedział spokojnie Paul tak dobierając słowa by jego
wypowiedź nie sprawiała wrażenia głupiej.
- Podrzucę to Alex. Może
znajdzie jakieś ślady. – Oznajmiła po czym wyciągnęła z torebki pęsetę i
nieduży, plastikowy woreczek.
Włożyła do niego umazany krwią wentyl i po zamknięciu
schowała do torebki.
- Pobierzesz kilka próbek? –
Spytała Claire prostując nogi a tym samym znajdując się na poziomie Paula.
- Wezmę trochę krwi i sprawdzę
na wszelki wypadek resztę pomieszczeń. Może znajdę coś co się przyda.
Przez resztę pobytu w domu, w
którym popełniono zabójstwo pani komisarz przechodziła z pomieszczenia do
pomieszczenia bacznie obserwując swojego przyjaciela podczas monotonnej pracy
zbierania śladów. Sama zaś próbowała znaleźć jakieś dokumenty, zdjęcia i
przedmioty, które mogły mieć jakiś związek ze zbrodnią. Niestety jedyną rzeczą,
która była godna uwagi były dokumenty przewozowe, które musiał mieć Scott nim
wyjechał z portu, w którym pracował. Był kierowcą ciężarówki dostarczającej
kontenery, które przybyły z importu. Z Centrum Przeładunku Kontenerów do
miejsca ich przeznaczenia. Claire doszła do wniosku, że nie potrafiłaby się
odnaleźć w tak mało interesującej i przytłaczającej pracy.
Po
kilku godzinach mozolnych poszukiwań w domu przy Vincente Street zakończyli
swoje nadgodziny, które ich dwojgu zdarzały się nadzwyczaj często.
Mimo bezcelowych prób odwiezienia Claire do domu Paul
wreszcie uległ i podrzucił ją pod Komendę Główną, gdzie zostawiła swój
samochód. Nidy nie lubiła zostawiać swojego czarnego Nissana na pastwę losu.
Był dla niej zbyt cenny, by mogła sobie pozwolić na jego zaniedbanie.
Po powrocie na policyjny
parking wsiadła do swojego samochodu i udała się do swojego mieszkania,
znajdującego się przy Montgomery Street 600 na 39 piętrze. Mieszkanie
znajdowało się w biurowcu o nazwie Transamerica Pyramid, który ze względów na
zadłużenie musiał zrezygnować z części powierzchni biurowych, w których zostały
zaprojektowane mieszkania z widokiem na połowę a nawet większość miasta.
Gdy wreszcie koło północy kobieta
brała odprężającą kąpiel w wannie wypełnionej po brzegi gorącą wodą ktoś
zadzwonił do drzwi. Kobieta wyrwana z transu opuściła miejsce relaksu i w
pośpiechu owinęła się bawełnianym, krwistoczerwonym ręcznikiem. Pozostawiając
za sobą mokre ślady w całym mieszkaniu rozwścieczona Claire podeszła do
drzwi. Spoglądając przez judasz upewniła
się kto przyszedł o tak późnej porze. To Matt Hope, nowo poznany sąsiad
uśmiechał się po drugiej stronie warstwy drewna jaka w tym momencie ich
dzieliła.
- Musisz mieć dobre
usprawiedliwienie, bo właśnie przerwałeś mój rytuał kąpieli, na który czekałam
cały dzień. – Powiedziała z wyrzutem kobieta otwierając drzwi na oścież.
Uśmiechnięta twarz młodego mężczyzny na chwilę zamarła.
Tak jak malarz ocenia swoje dzieło tak i Matt w danej chwili oceniał walory Claire, które podkreślał
ciasno owinięty ręcznik.
- A więc? – Ponagliła pani
komisarz lekko unosząc lewą brew.
- Yyy… Tak. Przyniosłem
herbatę. – Powiedział wyrwany z zadumy mężczyzna i mijając Claire wszedł do
środka, nie zapytawszy nawet o pozwolenie.
W rękach trzymał tacę, na której znajdował się duży imbryk
i dwie filiżanki a wszystko to było w kolorze oliwkowej zieleni.
- Bezczelny… - Powiedziała pod
nosem brunetka.
- Słyszałem! – Zawołał radośnie z
salonu Matt.
Kobieta zamknęła drzwi poszła w stronę salonu.
- Posłuchaj. Nie wiem dlaczego
twoja osoba znalazła się tutaj o tej porze, nie mam o tym zielonego pojęcia.
Ale jeśli oczekujesz, że będę tutaj siedzieć w samym ręczniku to jesteś w
błędzie. – Wysłowiła się Claire. – Czekaj tutaj, zaraz wrócę. – Dokończyła i
skierowała się w stronę łazienki.
Po około 10 minutach wróciła ubrana w luźne spodnie i
czarną koszulkę na ramiączkach z logo zespołu Linkin Park. Gdy tylko weszła do kuchni połączonej z salonem o mały
włos nie dostała ataku serca widząc nogi mężczyzny zwisające z metalowej,
staromodnej lodówki.
- Człowieku! Nie dość, że
naruszasz moją prywatność to jeszcze chwila i byś wzywał karetkę! –
Zdenerwowała się szarooka, której mokre włosy odcisnęły znikome ślady na
czarnej koszulce.
- Przepraszam. Nie miałem
takiego zamiaru. – Wyjaśnił mężczyzna zeskakując z lodówki. – Herbaty?
- Poproszę.
Claire pomału wracała do stanu sprzed 20 minut. Usiadła na
swojej ulubionej czarnej, skórzanej sofie i wyciągnęła nogi do przodu.
-
Jesteś inna.
- Co?
Jeśli próbujesz…
- Nie próbuję cię obrazić. –
Przerwał szybko Matt. – Po prostu nie jesteś sztuczna tak jak większość kobiet
w twoim wieku.
- Co masz na myśli?
- No na przykład to, że nie
ubrałaś się reprezentacyjnie tylko na luzie, tak jak jest ci najwygodniej.
- W końcu jestem u siebie. –
Skwitowała kobieta mrużąc oczy i biorąc filiżankę wypełnioną herbatą.
Mimo iż sąsiad wprawił ją w nienajlepszy humor to od
chwili gdy poczuła zapach unoszący się z imbryka marzyła by skosztować tego co
było w jego wnętrzu.
Po upiciu kilku łyków herbaty jej podniebienie czuło się
jak w niebie. Czuła bukiet składający się z nuty pomarańczy połączonej z
przyprawami korzennymi oraz miodem.
- Wyśmienita. Zazwyczaj nie
pijam herbat ale ta… Jest warta moich ust.
– Powiedziała z szyderczym uśmiechem Claire odstawiając filiżankę na
brzeg stolika.
Herbaty
w imbryku ubywało a Claire i Matt’owi rozmawiało się jak gdyby znali się od
kilku lat. Gdy około 4 nad ranem imbryk był pusty a oni umówili się na spacer
po targu, postanowili się pożegnać.
- To do zobaczenia. –
Powiedziała kobieta uśmiechając się od ucha do ucha i zamknęła drzwi za
sąsiadem.
Nigdy by nie przypuszczała, że TEN, kto przerwie jej ulubione
zajęcie jakim była kąpiel, będzie świetnym towarzyszem do rozmowy.