25 Sierpień, Sobota.
- Myślisz, że sinice już
przekwitły? – Zapytał Maciek.
Andrzej odpowiedział z pełnym
pretensjonalizmem.
- Nie.
- Ja myślę, że przekwitły. Ostatnio
gdy byliśmy na Stogach morze bulgotało zielonym szlamem.
- Nie byliśmy jeszcze razem na
plaży. – Zdziwił się Andrzej.
- Nie? Ach... No tak! Coś musiało
mi się pomylić. – Tłumaczył się Maciek. – To co jedziemy?
- Niech ci będzie. Ale ja nie mam
zamiaru kąpać się w tej brudnej wodzie, do której sikają bachory i nie tylko.
- Nie przesadzaj, ok? Nikt ci nie
każe pić tej wody.
- Ale to byłoby obrzydliwe. Ale
czy ty przypadkiem nie idziesz dziś do pracy?
Andrzej wstał i wyszedł na taras.
Oparł się o poręcz i spojrzał na panoramę Gdańska. Maciek dopił kawę, wstawił
kubek do zmywarki i podążył w ślad za Andrzejem.
- Całkiem spoko, prawda?
- Widok? Owszem. Nawet można
pooglądać morze! – Powiedział mężczyzna szeroko się przy tym uśmiechając. - Ile
dałeś?
- A czy to istotne? Nie ważne
ile.
- Rozumiem, że nie chcesz się
przechwalać?
- Informacja ile zapłaciłem za
swoje mieszkanie raczej do niczego ci się nie przyda. – Uciął Maciek i
przeczesał palcami swoje krótkie włosy nastroszone żelem.
- Ale ty to nazywasz mieszkaniem?!
– Zbulwersował się drugi mężczyzna. – Wielki, przeszklony salon z widokiem na
panoramę Gdańska, dwie wielkie sypialnie, ogromna kuchnia jak w restauracji,
łazienka wykładana czarną, bazaltową terakotą i trzydziestometrowy taras. To ma
być mieszkanie? Raczej apartament.
- Niech ci będzie. – Zgodził się
Maciek. – Ale żeby to wszystko było moje musiałem nieźle charować. Akt
własności nie spadł mi z nieba.
- Ale czym ty w ogóle się
zajmujesz?
Andrzej wrócił do salonu i
rozłożył się na czarnej, skórzanej sofie. Maciek położył się na stosie
kolorowych poduszek przy przeszklonej ścianie.
- Moja praca jest mało ciekawa.
- Ale czy ty musisz wszystko tak
olewać? – Andrzej spoważniał.
- Zdjęcia.
- A.
- No więc sam widzisz. To nic
specjalnego.
- Jak to? To jest zajebiste! Ale
jaka to fotografia? Ślubna, motoryzacyjna? Może robisz zdjęcia do gazet?! Ale
dużo zarabiasz, prawda?
Andrzej podniecał się pracą
Maćka. Ten jednak z każdą chwilą był coraz bardziej poirytowany nadużywaniem
spójnika „ale”.
- Nie twoja sprawa.
- Ale powiedz coś o tym! –
Naciskał Andrzej a w jego oczach pojawiła się rządza.
- Przestań.
- Ale dlaczego?! Przecież nie
umrzesz przez to, że powiesz mi jakie robisz zdjęcia!
- Powiedziałem nie.
Maciek z każdą chwilą był mocniej
zdenerwowany.
- Ale wyluzuj koleś!
- Czy ty aby kurwa nie znasz
innego słowa poza „ale”? – Zapytał ze złością blondyn.
- Ale...
- Wyjdź.
- Ale dlaczego? Co się stało? Ale
przecież mieliśmy jechać na plażę...
Andrzej próbował załagodzić
sytuację. Na marne.
- Nie pojedziemy na żadną jebaną
plażę ani nigdzie indziej. Wyjdź. Kolejny raz nie powtórzę.
Maciek mimo ogromnej złości był
spokojny.
- Nie.
To słowo było gwoździem do trumny
Andrzeja.
- Wypierdalaj, bo wyciągnę
spluwę. – Powiedział chłodno Maciek.
Andrzej jak poparzony skoczył na
nogi i wybiegł z mieszkania zostawiając otwarte drzwi.
Dębski poczłapał powoli do drzwi,
zamknął je i przekręcił klucz. Odwrócił się, oparł o drzwi i powiedział do
siebie ledwo słyszalnie:
- Pedały.
*
- Jestem Maciej Dębski. Od
piętnastu lat jestem wyoutowanym gejem. Mam trzydzieści trzy lata-wiek
Chrystusowy, w pewnym sensie paradoks.
- Jak zareagowali pana rodzice na
tę informację? – Zapytała niskim głosem kobieta, która swoim wyglądem
przypominała Maćkowi jedną z wielu spotkanych w swoich życiu transwestyt.
- Słowo „normalnie” może się
wydać tutaj zbyt prostym. W każdym razie ojciec nie wyrzucił mnie z domu.
- A pana matka?
- Przez spory czas był to dla
niej ciężki orzech do zgryzienia. Nie potrafiła pogodzić się z moją orientacją.
- Ale ostatecznie to nastąpiło,
tak? – Dociekała dziennikarka.
- Po dość długim czasie, ale tak,
zaakceptowała mnie.
- Ma pan rodzeństwo?
- Brata bliźniaka.
- Nie boi się pan, że pana
brat...
- Że on również może być gejem? –
Dokończył Maciek. – Nie. To stuprocentowy heteryk.
- Jak to jest, gdy dwóch
bliźniaków posiada dwie różne orientacje?
- Zabawnie! – Zaśmiał się
mężczyzna.
- Jak to? Co w tym śmiesznego? –
Zdziwiła się krótkowłosa kobieta.
- Za czasów kiedy byliśmy
szczeniakami on uczył mnie grać w piłkę żeby koledzy się ze mnie nie śmiali. Ja
odwdzięczałem mu się dobrymi radami jak zdobyć zaufanie dziewczyn. – Maciek się
uśmiechnął a w jego oku pojawił się błysk. Przypomniał sobie minione lata
dzieciństwa.
26 Sierpień, Niedziela.
Za oknami było jeszcze ciemno gdy
Maciek się obudził. Wstał, podszedł do drzwi balkonowych i uchylił je. Z
zewnątrz czuć było chłodne morskie powietrze. Na niebie usłanym jaśniejącymi
gwiazdami lśnił księżyc. Jakby to powiedział Michał – jego poprzedni partner: Błyszczy się jak jaja Maćka!
Zegarek, którego mężczyzna
zapomniał poprzedniego wieczora ściągnąć z nadgarstka, wskazywał trzecią
piętnaście.
- Tylko debil budzi się o tej
godzinie. – Powiedział do siebie.
Wyszedł na balkon zupełnie nago.
Ze stolika wziął jedngo papierosa, którego odpalił. Oparł się o zimną barierkę
tarasu.
- Znowu nie możesz spać? –
Usłyszał głos z lewej strony.
- Magda. Powiedz czy kiedykolwiek
nie widziałaś mnie tutaj o takiej godzinie?
- Szczerze mówiąc nie przypominam
sobie... – Powiedziała kobieta koło trzydziestki. – Jeśli gdzieś wyjeżdżasz to
wtedy cię nie widzę. Ale skoro wychodzenie na bucha nago nawet w środku zimnej nocy nie sprawia ci problemu... Mi tym bardziej! Przynajmniej mogę sobie pooglądać
fizjologiczne zmiany męskiego organizmu pod wpływem różnicy temperatur!
Magda uśmiechnęła się szyderczo.
- Laska! – Zaśmiał się mężczyzna.
– Chyba zbyt mała ilość igraszek ci doskwiera,hm?
- Mi? Daj spokój! Już nawet mój
pies do mnie nie podochodzi, bo boi się, że go zgwałcę.
- Aż tak źle?
- Niestety. – Westchnęła brunetka
kładąc brodę na łokciach.
- A Leszek? – Zaproponował
Maciek.
- Ten z piętra niżej?
- Tak, właśnie ten.
- To, że lubię oglądać jego
poranne onanizowanie się na tarasie, nie znaczy, że chciałabym by robił to samo
w moim łóżku. – Skonfrontowała Magda.
- Może przynajmniej twój pies go
polubi? – Maciek starał się ratować samotność swojej sąsiadki.
- Nie ma takiej opcji! Moja suka
jest lesbijką i jak widzi faceta na swoim terytorium to lepiej dla niego, żeby
umiał szybko biegać.
- Czyli dwie na jednego. Jest bez
szans.
- Jest bez szans, masz rację. –
Kobieta wyciągnęła dłoń w stronę Maćka. – Daj mi fajkę.
- Syndrom samotnej trzydziestki
się włącza? – Mężczyzna podaje paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Coś w tym stylu. Jak to jest,
że do ciebie faceci lgną a ode mnie uciekają?
- Szybciej uciekają niż lgną.
- To, że pod względem
intelektualnym masz jakieś wymagania to zupełnie inna sprawa. Jeśli ze mną ktoś
się umawia na przysłowiową randkę to nie rozumie tego, że kobieta nowoczesna
idzie do łóżka nawet po pierwszym spotkaniu. Nagle jakby we wszystkich facetach
obudził się instynkt ojcowski skłaniający do założenia rodziny.
- Co to się porobiło z prawdzimy
mężczyznami... Chyba ci z lat dziewiędziesiątych, którzy spotykali się między
blokami na numerek już wyginęli. – Stwierdził Maciek. – Szkoda miśków.
Przynajmniej oni byli coś warci. Te dzisiejsze... Młodzieże! To nie to samo...
- Więc sam widzisz jak jest. Ale
nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – Przypomniała kobieta.
- Madzia. Innym razem pogadamy,
okay? Bo z zimna mój fiut skurczył się do rozmiarów piętnastolatka. – Odparł bezprecedensowo
Maciek. Gdy zawiał wiatr poczuł, że włosy na jego rękach stanęły dęba. –
Spróbuję zasnąć. Do następnego.
Wrócił do mieszkania i szczelnie
zamknął za sobą drzwi. Po drodze do sypialni wstąpił do łazienki gdzie
stwierdził, że jego słowa stały się rzeczywistością. Jego penis zmniejszył się
do takich rozmiarów, że nawet najbardziej niewyżyty gej nie miałby ochoty
zrobić mu loda.
29 Sierpień, Poniedziałek.
- I co? – Zapytał Maciek stojąc
na tarasie. Palił papierosa.
- Nadal nic. Ale mojej Bitch to
nie przeszkadza.
Magda stała w tym samym miejscu
gdzie ostatnio rozmawiała z Maćkiem.
- Bitch?
- Moja suka.
- Oryginalne imię jak dla psa.
- Tylko żeby nie przyszło ci do
głowy śmiać się z jej imienia, bo ona to słyszy. – Ostrzegła kobieta i
przeczesała włosy dłonią jakby czegoś szukała. – Chyba nie chcesz stracić
ptaszka?
- Nigdy w życiu! Gdzie ja takiego
znajdę?! – Maciek udawał przerażonego.
- Teraz to ja uciekam. Idę na
spotkanie.
- Damsko-męskie? – Maciek uniósł
brwi.
- Nie. Umówiłam się z
właścicielką ukochanej Bitch.
- Czyli randka. Przypilnować tej
twojej... Dziwki? – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Nie fatyguj się. Już
rozmawiałam z siostrą, że ją do niej podrzucę. – Wychyliła zawartość kubka za
barierkę. – Ale dziękuję.
Poważna lecz uśmiechnięta wyszła
z tarasu.
- Trzymaj za mnie kciuki! –
Zawołała wchodząc do mieszkania.
Maciek jeszcze przez chwilę stał
i wpatrywał się w Bałtyk położony kilka kilometrów od jego apartamentu.
30 Sierpień, Wtorek.
- Dlaczego się ukrywasz?
- Kto? - Zapytał Maciek.
- No ty. - Odpowiedział mężczyzna.
Miał około pięćdziesięciu lat. Jasne włosy, pasowały do jego zmarszczek. Koszulka naciągnięta na dużych rozmiarów brzuch prawie krzyczała "zaraz pęknę!", jednak mężczyzna się tym nie przejmował.
- O co konkretnie ci chodzi? - Maciek był zdezorientowany.
- Dobrze wiesz o co pytam.
- Nie lubię, gdy ktoś z butami wkracza w moje życie.
- Ja w nie wkraczam, ja już to zrobiłem. - Odparł pewnie mężczyzna.
- Cóż. Więc na tym zakończyła się nasza współpraca. Żegnam. Pokażę panu drzwi.
Maciek wstał i podszedł do drzwi. Otworzył je i gestem dłoni zachęcił gościa do wyjścia.
Jasnowłosy mężczyzna wstał bez słowa i wyszedł. Za drzwiami się zatrzymał.
- Jeszcze do mnie zadzwonisz. Zapewniam.
Mężczyzna wszedł do windy i zniknął. Maciek zamknął drzwi i ciężko westchnął. Poszedł do kuchni. Nastawił ekspres i obserwował jak buchająca para stara się o obecność najważniejszej rzeczy w jego życiu. Najważniejszej po paczce papierosów. Wziął kubek z gorącą kawą i wyszedł na taras. Usiadł na podłodze. Przyciągnął do siebie przepełnioną popielniczkę, z której wysypywały się niedopałki.
- Och, ten zapach. - Zadrwił do siebie Maciek gdy zawiał wiatr a esencja popielniczki została poniesiona razem z nim.
Wyciągnął papierosa i otworzył benzynową zapalniczkę, którą rano dostał od Magdy z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci Osób Zaginionych. Podpalił tytoń i zaciągnął się dymem. Czuł jak szara, lotna przyjemność wypełnia jego płuca a następnie wnika do jego krwi. "Tak. Tej przyjemności nikt nie może mi zabrać." pomyślał Maciek
- Ty znowu tutaj? - Dobiegł go z lewej strony kobiecy głos.
- Madziu. A czy ty nie powinnaś być w pracy? - Dębski wciąż spoglądał przed siebie.
- Tym razem nie Madzia. - Odparła kobieta.
Maciek od razu spojrzał w lewo. Na tarasie obok, po lewej stronie stała wysoka, szczupła blondynka.
- Kim jesteś? I dlaczego... Jesteś na tarasie Magdy? - Zainteresował się mężczyzna. Wstał.
- Jestem Weronika, właścicielka Margaret, czyli ukochanej Bitch. - Przedstawiła się kobieta.
Maciek od razu zrozumiał. Magda jednak poznała bliżej właścicielkę suki.
- Miło mi. Jestem Maciek.
- Sporo o tobie słyszałam.
- Dlatego było to "znowu"?
- Dokładnie. Magda jest w pracy a ja przyszłam popilnować Bitch, bo dzisiaj na pewno szybko nie skończy. - Wyjaśniła Weronika.
- Macie z Magdą prawie identyczny głos. - Zauważył mężczyzna.
- Skoro młode suki są podobne to i te stare powinny. - Zapadła chwila milczenia. - Będziemy mieć jeszcze wiele czasu żeby się lepiej poznać. - Weronika szyderczo się uśmiechnęła. - Tymczasem ja idę do tych wrednych suk, bo jak ich nie wyprowadzę to Magda mnie zabije mnie za mocz na dywanie.
- W takim razie do zobaczenia. - Powiedział uśmiechnięty mężczyzna.
- Cześć.
Weronika zniknęła w głębi mieszkania, Dębski znów został sam. Zaciągnął się po raz ostatni a niedopałek wyrzucił przez barierkę.
- Zaczęło się. Etap biseksualizmu w życiu Magdy uważam za otwarty.
31 Sierpień, Środa.
Maciek stał nagi przed umywalką, był cały spocony. Spojrzał na zegarek, który leżał na półce z ręcznikami. Była godzina trzecia dwanaście. Znów obudził go sen. Ten sam, który notorycznie przerywał mu noc od kilku miesięcy. Mokra pościel stająca się codziennością była już czymś zupełnie normalnym. Wiecznie palące się światło w mieszkaniu i pełna niedopałków popielniczka była oznaką, że Dębski funkcjonuje na poziomie swojej normalności.
-Całkiem nie brzydki jesteś men. - Powiedziało lustrzane odbicie.
-Mówisz? - Zapytał z sarkazmem Dębski.
-Ja to wiem, ty to wiesz. Wszyscy to wiedzą tylko nikt nie mówi ci tego wprost.
Maciek uśmiechnął się od ucha do ucha, ale odbicie wciąż kontynuowało przemowę:
-Ale też dobrze wiesz, że przeszłość zawsze będzie ci towarzyszyć. Nie usuniesz jej ot tak. Będzie cię gonić dopóki cię nie znajdzie, dopóki nie pociągnie cię ze sobą na dno.
Rozmowa ze swoim lustrzanym odbiciem zaczynała po części irytować a nawet w pewnym stopniu przerażać Maćka. Odwrócił się i chciał opuścić łazienkę.
-Nie tak szybko przystojniaczku... - Zaskrzeczało lustro.
Maćka przeszły ciarki. Poczuł, że jego nogi utknęły w wyimaginowanym betonie. Nie mógł się ruszyć. Jedynym wyjściem było spojrzeć w lustro.
-Jesteś tylko chorym wymysłem świadomości. - Stwierdził Dębski.
-Tylko albo aż.
Głos dobywający się z lustra był chłodny, przenikający.
Maciek się odwrócił. Wtedy jego strach zatrzymał się.
-Tata? - Zapytał z niedowierzaniem gdy w lustrze zobaczył twarz zmarłego ojca.
Zapadła cisza. Maciek wpatrywał się w lustro i nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Twarz, którą widział w lustrze znał aż za dobrze. Wiedział ile złego mu wyrządziła. Wiedział, że jej właściciel słono zapłacił za czyny, których się dopuścił. Tylko jeden Maciek wiedział dlaczego zamarła na zawsze, nie mogąc nigdy więcej wyrazić żadnych uczuć.
30 Sierpień, Wtorek.
- Dlaczego się ukrywasz?
- Kto? - Zapytał Maciek.
- No ty. - Odpowiedział mężczyzna.
Miał około pięćdziesięciu lat. Jasne włosy, pasowały do jego zmarszczek. Koszulka naciągnięta na dużych rozmiarów brzuch prawie krzyczała "zaraz pęknę!", jednak mężczyzna się tym nie przejmował.
- O co konkretnie ci chodzi? - Maciek był zdezorientowany.
- Dobrze wiesz o co pytam.
- Nie lubię, gdy ktoś z butami wkracza w moje życie.
- Ja w nie wkraczam, ja już to zrobiłem. - Odparł pewnie mężczyzna.
- Cóż. Więc na tym zakończyła się nasza współpraca. Żegnam. Pokażę panu drzwi.
Maciek wstał i podszedł do drzwi. Otworzył je i gestem dłoni zachęcił gościa do wyjścia.
Jasnowłosy mężczyzna wstał bez słowa i wyszedł. Za drzwiami się zatrzymał.
- Jeszcze do mnie zadzwonisz. Zapewniam.
Mężczyzna wszedł do windy i zniknął. Maciek zamknął drzwi i ciężko westchnął. Poszedł do kuchni. Nastawił ekspres i obserwował jak buchająca para stara się o obecność najważniejszej rzeczy w jego życiu. Najważniejszej po paczce papierosów. Wziął kubek z gorącą kawą i wyszedł na taras. Usiadł na podłodze. Przyciągnął do siebie przepełnioną popielniczkę, z której wysypywały się niedopałki.
- Och, ten zapach. - Zadrwił do siebie Maciek gdy zawiał wiatr a esencja popielniczki została poniesiona razem z nim.
Wyciągnął papierosa i otworzył benzynową zapalniczkę, którą rano dostał od Magdy z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci Osób Zaginionych. Podpalił tytoń i zaciągnął się dymem. Czuł jak szara, lotna przyjemność wypełnia jego płuca a następnie wnika do jego krwi. "Tak. Tej przyjemności nikt nie może mi zabrać." pomyślał Maciek
- Ty znowu tutaj? - Dobiegł go z lewej strony kobiecy głos.
- Madziu. A czy ty nie powinnaś być w pracy? - Dębski wciąż spoglądał przed siebie.
- Tym razem nie Madzia. - Odparła kobieta.
Maciek od razu spojrzał w lewo. Na tarasie obok, po lewej stronie stała wysoka, szczupła blondynka.
- Kim jesteś? I dlaczego... Jesteś na tarasie Magdy? - Zainteresował się mężczyzna. Wstał.
- Jestem Weronika, właścicielka Margaret, czyli ukochanej Bitch. - Przedstawiła się kobieta.
Maciek od razu zrozumiał. Magda jednak poznała bliżej właścicielkę suki.
- Miło mi. Jestem Maciek.
- Sporo o tobie słyszałam.
- Dlatego było to "znowu"?
- Dokładnie. Magda jest w pracy a ja przyszłam popilnować Bitch, bo dzisiaj na pewno szybko nie skończy. - Wyjaśniła Weronika.
- Macie z Magdą prawie identyczny głos. - Zauważył mężczyzna.
- Skoro młode suki są podobne to i te stare powinny. - Zapadła chwila milczenia. - Będziemy mieć jeszcze wiele czasu żeby się lepiej poznać. - Weronika szyderczo się uśmiechnęła. - Tymczasem ja idę do tych wrednych suk, bo jak ich nie wyprowadzę to Magda mnie zabije mnie za mocz na dywanie.
- W takim razie do zobaczenia. - Powiedział uśmiechnięty mężczyzna.
- Cześć.
Weronika zniknęła w głębi mieszkania, Dębski znów został sam. Zaciągnął się po raz ostatni a niedopałek wyrzucił przez barierkę.
- Zaczęło się. Etap biseksualizmu w życiu Magdy uważam za otwarty.
31 Sierpień, Środa.
Maciek stał nagi przed umywalką, był cały spocony. Spojrzał na zegarek, który leżał na półce z ręcznikami. Była godzina trzecia dwanaście. Znów obudził go sen. Ten sam, który notorycznie przerywał mu noc od kilku miesięcy. Mokra pościel stająca się codziennością była już czymś zupełnie normalnym. Wiecznie palące się światło w mieszkaniu i pełna niedopałków popielniczka była oznaką, że Dębski funkcjonuje na poziomie swojej normalności.
-Całkiem nie brzydki jesteś men. - Powiedziało lustrzane odbicie.
-Mówisz? - Zapytał z sarkazmem Dębski.
-Ja to wiem, ty to wiesz. Wszyscy to wiedzą tylko nikt nie mówi ci tego wprost.
Maciek uśmiechnął się od ucha do ucha, ale odbicie wciąż kontynuowało przemowę:
-Ale też dobrze wiesz, że przeszłość zawsze będzie ci towarzyszyć. Nie usuniesz jej ot tak. Będzie cię gonić dopóki cię nie znajdzie, dopóki nie pociągnie cię ze sobą na dno.
Rozmowa ze swoim lustrzanym odbiciem zaczynała po części irytować a nawet w pewnym stopniu przerażać Maćka. Odwrócił się i chciał opuścić łazienkę.
-Nie tak szybko przystojniaczku... - Zaskrzeczało lustro.
Maćka przeszły ciarki. Poczuł, że jego nogi utknęły w wyimaginowanym betonie. Nie mógł się ruszyć. Jedynym wyjściem było spojrzeć w lustro.
-Jesteś tylko chorym wymysłem świadomości. - Stwierdził Dębski.
-Tylko albo aż.
Głos dobywający się z lustra był chłodny, przenikający.
Maciek się odwrócił. Wtedy jego strach zatrzymał się.
-Tata? - Zapytał z niedowierzaniem gdy w lustrze zobaczył twarz zmarłego ojca.
Zapadła cisza. Maciek wpatrywał się w lustro i nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Twarz, którą widział w lustrze znał aż za dobrze. Wiedział ile złego mu wyrządziła. Wiedział, że jej właściciel słono zapłacił za czyny, których się dopuścił. Tylko jeden Maciek wiedział dlaczego zamarła na zawsze, nie mogąc nigdy więcej wyrazić żadnych uczuć.
1 Września, Czwartek.
- Maciej Dębski. Słucham?
- Mam dla pana propozycję. - Odezwał się głos po drugiej stronie telefonu.
- Jeżeli seksualną, to od razu mówię, że nie jestem zainteresowany. A więc? - Cisz. - Czego mianowicie dotyczy propozycja? - Zainteresował się Dębski.
- Potrzebuję zdjęcia.
- To nie temat na telefon. O dziewiętnastej pod Zieloną Bramą.
- Pojawię się. Do zobaczenia.
Mężczyzna się rozłączył a Maciek schował komórkę do kieszeni. Wyszedł na taras. Wyciągnął papierosa i odpalił go.
- Ten dzień będzie dobry. - Powiedział na głos.
- Tak myślisz? - Z boku dobiegł go damski głos. To Weronika - dziewczyna Magdy paliła papierosa zawinięta w pasiasty koc.
- Tak myślę. Swoją drogą dzień dobry. Wcześnie dziś wstałaś.
- Muszę jechać na lotnisko. Odbieram obraz do Muzeum Narodowego.
- Coś wartego moich oczu? - Zażartował Maciek.
- O ile lubisz patrzeć na kreski tworzące geometryczną żyrafę. To tak zwana sztuka współczesna.
- Czym się zajmujesz? Konserwator dzieł sztuki?
- Mhm. Ale dziś robię za doręczyciela muzealnego.
Weronika westchnęła.
- Późno wróci? - Zapytał Maciek. Pytał o Magdę, którą mógłby uznać za pracoholiczkę, obserwując ilość czasu spędzanego w domu.
- Tak. Jak zawsze, ale zdążyłam się przyzwyczaić, że wiecznie się mijamy.
- Nie przeszkadza ci to? - Zdziwił się mężczyzna.
- Przeszkadza, ale nie zmienię tego. Ona ma swój tryb pracy, ja mam swój. To, że nie zawsze mamy dla siebie czas jest naturalne. To już nie jest życie na garnuszku rodziców. Na tym etapie trzeba sobie umieć poradzić z niedoborem czasu i jego rozplanowaniem. - Wypowiedziała się Weronika.
- Jak to u was jest z seksem? - Wypalił Maciek.
Kobieta się zaśmiała.
- Normalnie! Może co prawda nie mamy fiuta tak jak wy - faceci, ale potrafimy sobie poradzić bez niego.
- Życie bez penisa to życie stracone! - Zawołał mężczyzna. - Dobra lady. Ja spadam do środka bo zaraz mój najdroższy przyrząd straci przytomność z tego zimna!
- Ja też wracam do mieszkania. Miłego dnia!
Maciek poszedł do kuchni i włączył ekspres. Z podwójnym espresso wrócił do salony i włączył wiadomości.
- Sopocka Policja odkryła przełomowy trop w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Znalezione ubranie prawdopodobnie należało do młodej sopocianki.
- Brednie. - Powiedział Maciek i zaczął zmieniać kanały. Zatrzymał się na jakimś przyrodniczym gdzie lektor opowiadał o rozrodzie Jętki Pospolitej. W końcu znudzony programem telewizyjnym wyłączył telewizor i poszedł pod prysznic.
Koło dziewiątej Maciek wyszedł z domu. Gdy przechadzał się Aleją Grunwaldzką zorientował się, że źle dobrał ubiór do panującej temperatury. Przeszły go dreszcze.
*
Wybiła dziewiętnasta gdy Dębski wpatrywał się w Motławę i miejsce po starych, gdańskich spiżach.
- Kolejny nowoczesny moloch. Po co to komu? - Zaczął Maciek gdy zorientował się, że nie jest sam.
- Nasze społeczeństwo jest w okresie rozwoju gospodarczego. Centra handlowe i biurowe dopiero u nas powstają. - Odparł drugi mężczyzna.
Dębski się odwrócił i rozejrzał na boki, upewniając, czy nikogo poza mężczyzną nie ma w pobliżu.
- Przejdźmy się. - Zaproponował.
- Skąd wiedziałeś, że przyszedłem?
- Stary nawyk. Czujesz obecność drugiego człowieka.
- ABW?
- Policja.
- Długo?
- Osiem lat.
- Coś poszło nie tak?
- Można tak powiedzieć, ale nie o mnie chcieliśmy rozmawiać. Więc słucham.
- Potrzebuję informacji. - Szepnął starszy mężczyzna.
- Fakt. W innym wypadku nie rozmawiałbyś ze mną. - Stwierdził Maciek.
- Anna Filarska.
- Wiek, wygląd, pracodawca?
- Nic.
- Branża?
- Przemyt.
- Dragi?
- Zgadza się.
- Skala?
- Regionalna.
- Informacje dostaniesz w środę wieczorem. Pieniądze wyślesz dzisiaj. Tu masz - Maciek podał mężczyźnie zapisaną kartkę. - Numer konta bankowego. Żegnam.
- Auf Wiedersehen Her Karznicov! - Pożegnał się głośniej starszy mężczyzna.
Dębski odwrócił się i odszedł. Złapał taksówkę i wsiadł do niej.
- No to do dzieła. - Powiedział do siebie.
Gdy Maciek wrócił do domu wykręcił numer Alexa.
- Siema.
- Cześć! Co słychać? - Zapytał ktoś niskim głosem.
- Może opowiem wszystko przy piwie, hm? - Zaproponował mężczyzna.
- Będę za czterdzieści minut, okay? Ściągnij jakąś komedię.
- Jasne, coś mam na dysku. W takim razie czekam.
- Narazie.
Godzinę później Maciek siedział z Alexem na kanapie popijają piwo. Komedia właśnie się zaczynała. Przez prawie dwie godziny mężczyźni oderwani od przyziemnych spraw pochłonęli kilka paczek tłustych chipsów i dwie zgrzewki piwa.
Napisy końcowe zakończyły ciszę przerywaną od czasu do czasu głośnym śmiechem.
- To co słychać? - Zapytał Alex.
- Nie pierdol. - Zaczął Maciek. Złapał mężczyznę za rękę i pociągnął za sobą. - Nie miałem faceta sto lat!
no i co dalej?! jakie zdjęcia w końcu robi ten maciek?! ;p
OdpowiedzUsuńw dalszej części będzie :P
OdpowiedzUsuń