Schizofreniczka z Montpellier


AKT I

SCENA I

Na środku pustego pokoju stoi długi stół, na jego krawędzi jarzy się lampa naftowa. Obok leżą zapałki. Wchodzi Emilia ubrana w długą, czarną suknię.
Emilia
Siada przy stole i spogląda w jego głębię.

Me śmierci dziecko ograbiło mnie?
Cóż mi zostało prócz głębokich zmarszczek?
Pusta chałupa!
Dom… Żywego trupa!
Resztki skrupulatnych zobowiązań wobec córki mojej.
Tyle czasu była dobra, dla utrzymanki swojej,
A teraz karabiny mi podstawia.

Słyszy pukanie a następnie skrzypnięcie drzwi. Do pokoju wchodzi córka Emilii.

Cecylia

Dzień dobry matko, jak ci minął dzień?
Czy dobrze?

Emilia
Wykrzywiając twarz w grymasie.

Oszczędź sobie tych ogródek,
Chcesz ode mnie nędznej zapłaty?

Cecylia
Zdezorientowana.

Co ty wygadujesz moja rodzicielko!
Ja? Zapłaty?
Chcesz mi mówić, iż pieniędzy żądam?

Emilia
Mrużąc oczy i bawiąc się zapałkami.

A czegóż innego?

Cecylia

Żałość me serce przepełnia,
Jeśli myśli mnie nie mylą.
Twa natura dziwna, w całej swojej krasie
Pełna dziwactw?
Przeto jam jest córka twoja z krwi i kości!

Emilia

Z krwi można by powiedzieć.
Krew natomiast uschła w tobie
Jako skóra węża na słonecznym tropie.
Jeśli nie zapłaty cóż chcesz zyskać?

Cecylia
Podchodzi do matki i siada na pobliskim krześle.

Twej miłości tylko pragnę,
Której od tak długiego czasu
Mi zabrakło w świecie wielkim.

Emilia
Słysząc kolejne pukanie do drzwi.

Otwórz, puka kto do drzwi.

Cecylia
Spoglądając w stronę drzwi, lecz nie słysząc żadnego pukania.

Nikt nie puka matko moja nieszczęśliwa.

Emilia

Otwórz mówię.

Cecylia
Wpatrując się martwo w oczy matki.

Czyż mnie słuch by mylił?

Emilia

Już ci sława wszystko ocieniła.
Wielkie miasta, wielki pieniądze?
A tu niżby matka twoja mrze na stole?

Cecylia

Jeślim żywa!
Czy mnie słuch nie myli?
Matka moja mrze?



Emilia

Z tęsknoty.

Cecylia

Ten świat jest dla mnie nad życie zdziwaczały.
Pierwej sądzisz mnie o chęć pieniędzy?
Teraz skruchy doświadczyło serce twoje?

Emilia

Skądże znowu?
Nadal kwoty w głowie mi wirują!
A cóż to?

Kobieta macha rękoma w powietrzu jakoby coś odganiała.

Cecylia

Co się uczyniło?
Czyżby jakieś mary nocne?

Emilia

Rzekłby dzienne!
Ale czyż to zjawy?
Ciemne pąkle oczy mi świdrują!
Zabierz je ode mnie córo najwyższego!

Cecylia

Jak ci pomóc szlachetno damo?
By cierpienie tobie zabrać!

Emilia

Kędy idziesz ciemny Lucyferze?

Cecylia
Wpatrując się w nią z ukosa.
Matko!

Emilia
Zeskoczywszy z krzesła i w stronę okna spojrzawszy.

Miłości!
Zabierz mnie ze sobą!
Precz diabelskie sidła!
Odejdźcie gdzie ciemności czerną!

Biegnąc na oślep wywraca się. Zaczyna szlochać.

Cecylia

Rzec biorąc we własne ręce.
Tyś matką, ja córką.

Siada na podłodze opierając głowę o brzeg stołu.

Emilia
Szlochając na podłodze.

Dlaczego zabrałeś mi cały dostatek?
Mrzyj marna szumowino!
Powinnam cię dawno posiekać!
Tak, niczym zielona łąka.
Księżyc dziś w pełni.
Spójrz na sufit.
Tam oto znajdziesz rozwiązanie
Ciągłej wędrówki życia marnotrawnego!

Z głębi pokoju, z ciemności wyłania się diabeł.

Cecylia

Czegóż tu szukasz świata brzydoto,
Nienawiści księgo?

Diabeł

Tyś miłości matki twej owocem,
Brzemieniem ojca codziennego.
Jeśli mocą byś ty kiedy zapałała,
Dłoń mocną, sidłem z łez
Zbrukanych krwią plecioną.
Bierz ode mnie.

Cecylia

Tyś mądrości złym przykładem!

Emilia
Biorąc w dłonie lampę i rzucając w stronę diabła...

Odejdź precz synu hadesowy!

                                    Diabeł znika.



SCENA II

Cecylia wchodzi do salonu. Usiadłszy na czerwonej sofie dostrzega diabła, który siedzi na parapecie otwartego okna.

Cecylia

Znów twa nieśmiertelna natura w nasze progi wita.
Czyś ty mą zarazą?
Czyś ty ziemi skazą?

Diabeł

Jam jest ten, który przychodzi
Dać wam szczęścia krocie.



Cecylia

Nie ma konieczności.
Usuń się w cień przedziwna zjawo.
Boś ty żalu wielką studnią,
Której głębie nieskończone
Chłoną marność duszy dzikiej.

Diabeł
                                    Zmieniając ton na bardziej poważny.

Czyś ty rozum postradała?
Czy wiesz ile traci twa istota?

Cecylia
                                    Spoglądając Diabłu prosto w oczy.

Wiem, iż zaraz duszę mogę stracić.
Boś ty padołu ziemskiego przekleństwem.
Wobec tego odejdź.
Nie proszę, lecz żądam!

Diabeł

Teraz ty nie myślisz mądrze,
Na dniach zmienisz słowo twoje.
Gdy już moment ten nastąpi zjawi się ma postać.
Donc au revoire.[1]

Diabeł znika a za oknem rozpętuje się burza. Cecylia poczyna rozmyślać o propozycji Diabła.

Cecylia

Cóż on myśli sobie?
Diabeł chce przekupić mnie.
I ja mam się na to godzić? Nigdy!
Ale Matka ma pomieszania zmysłów doznała…
Więc może przyjdzie mi na zgodę przystać?
Ach! To takie osobliwe.
Bóg mi świadkiem, iż szatana wygnać pragnę!
Jednakże jego swoboda mnie urzeka.
Cóż on mi da?
Czy szmaragdów potok?
Czy zamek marmurowy?
Niesłychana ma zaduma!
Bom ja głupia jak stos siana,
Ma świadomość wyczerpana.
Nie wiem co czynić!
Matki ciepło, serce. Niech pomoże!

Po chwili rozlega się pukanie do drzwi. Do pokoju wbiega mężczyzna ubrany w czarny frak trzymający bukiet herbacianych róż.

Mężczyzna

Cecylio ma miłości!
Przyjm ode mnie kwiatów naręcze,
Boś ty pięknem swym mój wzbudziła podziw.
Och! Najdroższa…

Cecylia
                                    Zagubiona pośród setek myśli.

Jakubie, złudne twe uczucie.
Me serce innemu poddane.

Jakub

Któż tym szczęściem obdarzony?

Cecylia

Jego imię pod ciemną gwiazdą skryte,
Dusza jego krwawo splamiona.
Ale… Kocham go.

Jakub

Czy twe zdanie sensu zmienić nie chce?

Cecylia

Nie chce.

Jakub
                                    Opuszczając wzrok i upadając na kolana.

Przecie tyś mi dała korzeń nadziei…
Dlaczego robisz sercu memu krzywdę?
Pozwól dać sobie czasu.

Cecylia
                                    Ze złością w oczach.
           
Nie Jakubie.
Twe uczucie błędnie utrwalone,
Jako perzowe zielsko pośród łanu owsa.
Wybacz, ale ty musisz odejść.

                                    Odwraca wzrok od mężczyzny.

Jakub
                                    Ze łzami w oczach przepełnionymi rozpaczą.

Dla miłości wszystkom oddał…
Poświęcił życia segment.
Czy twe słowo ostateczne?

Cecylia

Ostateczne.

Jakub

Żegnaj więc miłości…

Podnosi się, odgarnia włosy i rzuciwszy ostatnie głębokie spojrzenie dziewczynie wychodzi.

Cecylia

Cóż to? Czy Jakuba miłość opętała?
Czym go w namiętności wnyki zaplątała?
Jego młody zapał tak rozkoszny,
Niczym pierwszy zapach wiosny.
Wiele uczyć się on musi świata.
Bo go skonsumuje otchłań prawdy,
Której nie tak świadom jak ja, doświadczyć może.
Dziesiątki refleksji znów przed oczy me wzlatują.
Co uczynić? Czego musnąć?
Pożądania do szatana czy miłości od Jakuba?
Jednak mój wybór w tym ważniejszy niż sam fakt.
Który szczęście zapewni mi na lata całe?
To nadzwyczaj zagmatwane.
Jeszcze bardziej niż matki mej choroba.
A gdzież ona się podziała?
Czy znów diabeł ją odwiedził?

                                    Spojrzawszy w stronę drzwi woła.

Matko!

                                    Następuje chwila ciszy.

Matko! Czy jesteś tam?

Cecylia wychodzi do drugiego pokoju. Słychać przeraźliwy krzyk. Po chwili Cecylia wraca. Za nią na czworakach do pokoju podąża Emilia.

Emilia

Ty… To ty mą miłość przegoniłaś…
Ty ją wyrzuciłaś z mego domu.

                                    Obracając wolno głowę i podchodząc coraz bliżej do córki.

Tyś mą torturą od lat wielu…
Czymże sobie ja zasłużyłam taką katorgę?
Dlaczego tak szybko Gustaw odszedł do grobu?
Nie zasłużył by być ojcem,
Ale w prawdzie nie nacieszył się tym długo…

Cecylia

Co się stało z ojcem mym?

Emilia

Zjadłam go.

Cecylia
                                    Przechodząc za sofę.

Bredzisz!

Emilia

Nie…
Ja wiem.

Cecylia
                                    Przestraszona.

Cóż ty wiesz matko, jeśli
Nazwać jeszcze tak cię mogę?
Dziś gorzej z tobą aniżeli wczoraj.
Jam powinna wezwać doktora!
A może lepszym byłby ksiądz ze święconą wodą.

Emilia

Tyś pogrążona w afekcie do mej miłości.
Nie wiesz nawet jak wiele lat czekałam,
Na namiętność naszych ciał, żar jego oczu.
A tu ty jakoby mnie uprzedzasz!
Zabierasz cenny czas, który traci swój sens
W każdym elemencie mej egzystencjalności.
Czym cię odmienił on?
Czy obiecał ci złota potok?

Cecylia

Nie matko.
Rozkochał mnie w sobie do czerwoności
Jako żelazo prawie topniejące.
Opisać to jam nie w stanie.
Wybacz, iż me serce powziął
Lecz tyś jedyną jego ukochaną.

Emilia

Skąd ta pewność w głosie twoim?


Cecylia

Komu jedna w sercu zmiesza,
Temu ona ukochana.

Emilia
Wstając z podłogi i podchodząc do okna, za którym kłębiły się ciemne chmury.

Twe słowa kłamią.
Ich nieszczerość jest dobitna,
Twa okrutność tak ambitna?
Po cóż? Czyż jeszcze ci mało?
Tyle lat garnęłaś się do mych pieniędzy.
Może przyszedł czas byś odwdzięczyła się?

Cecylia

Jak?

Emilia

Zostawiając mą miłość w spokoju.

Cecylia

Jakże? Skoro nie potrafi serce moje?

Emilia

Nie moja już w tym głowa.

                                   Nagle w oknie pojawia się diabeł.

Diabeł

Widzę, iż zmieniłaś sens swych słów Cecylio.

Cecylia

Nie.

Diabeł

A więc kłamałaś?

Cecylia

Nie mówiłam prawdy,
Serce mi nie pozwoliło.
Ale przecie rzekłeś.

Diabeł

Słowa dotrzymam.
Emilia

Miłości!
Cóż chcesz czynić?
Tyś mnie przecie wybrał!

Diabeł

Córkę twoją.
Cecylio muszę odejść na dni kilka.
Lecz wrócę.

                                   Znika.

Emilia

Zapłacisz mi za to wyrodna córo!

                                   Wychodzi do innego pokoju. Po chwili wraca trzymając w dłoni czarny sztylet.

Cecylia

Matko!
Cóż ty chcesz począć?
Czy ty myślisz o mej śmierci?

Emilia

Każdą godziną odkąd mą miłość uwiodłaś.
Musisz karę przyjąć,
Zadośćuczynienie wtedy spełnisz.

Cecylia
                                   Odsuwając się jak najdalej od Emilii.

Tyś do cna oszalała kobieto!

Emilia
                                   Podążając wolnym krokiem za córką.

Nie jam oszalała, lecz tyś.

Cecylia
                                   Opierając się o ścianę i dostrzegając brak możliwości ucieczki.

Matko, proszę cię…
Oszczędź mnie.

Emilia
                                   Rzucając się na Cecylię ze sztyletem wyciągniętym do przodu.

Nie dziś!


Cecylia
                                   Próbując odskoczyć i czując wbijany w bok sztylet.

Matko…

Emilia
                                   Patrząc na ciało córki leżące pośród krwi.

Com ja uczyniła…
                                  
                                   Wybiegłszy z domu.
Doktora! Doktora!

Cecylia
                                   Widząc zanikający pokój.

Boże mój, czemuś mnie opuścił…

                                   Pojawia się Anioł.

Anioł
                                   Spoglądając na omdlałe ciało Cecylii.

To nie Pan ciebie opuścił,
Lecz tyś się z szatanem zbratała.
Jednak miłosierny jest Bóg,
Bo tyś jeszcze nie zasłużyła na śmierć.

                                   Po wygłoszeniu słów posłaniec Boga znika.




[1] Donc au revoire (fr. Więc do zobaczenia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz