piątek, 20 września 2013

Myśli niepozorne VII

Tory

Życia
                Gdzie zabiorą
Pociągiem odwiecznym
Ekspresowym intersiti

Toksycznym
                Wagonem
Przepełnionym myślą

Ta najmilsza
Ponad tronem
                Własnego królestwa
Hadesu

Mroku
Cienia
                Uniesienia
Boskiego wytchnienia

Oddechu słońca
Księżyca
                Odwrotu od końca

Tory
Zmienią
Bieg

Rzeczywistości



Łza

Wytwarza się
                Spływa
Zagraża
Oku

Ona jest
Ona myśli
Ona czuje


                Wszystkie twoje
                Naturalne skutki
Zagubionego świata

Łza kształtuje
Koszuli

Bawełnianej
                Wzór

Wilgotnym szeptem
                Przekazuje
To co mózg
                W ruinach czaszki knuje

Odpraw ją
Odstaw ją
                Natychmiast

Bo

Gdy przyjdzie kolej
Przyjdzie czas
                Wysuszy skromne wnętrze
Promienia
Średnicy
                Fasady
                Twojego przeklętego
Ego

niedziela, 15 września 2013

Myśli niepozorne VI

Ret

Rany postrzałowej
Gdzie krew leje się strumieniem
Widok tej osoby
                Jakby nowej
Serce umysłem sterujące

Namiętność dziś ogromna
Całować
Pieścić
Twego ciała chce ona skromna
Myśli twe będą szeleścić
W czasie twego uniesienia

Ciepło ciał wnet nas ogarnie
Słońce wzejdzie na horyzont
Potem zejdzie znów tak marnie

Będę kochał tylko
                Ciebie
A gdy wzniesiesz w noc powieki
Będę zawsze w twej potrzebie
Już przy tobie
Już na wieki

Kołdra

Sen pod powieki podkłada
Wnosi w me życie światła cień
Twoje słowo mym sercem włada

Twa osoba w każdy dzień
Tak bliska jak ust
                Krawiących smak

Podniecenia
Uczucie
                Wzbijające się jak ptak

Podejdź

Kochaj



Lustro

Twoje życie
Spójrz

Na kratę zamkniętej świadomości
W głębię namiętności

Pusta udręka szarej rzeczywistości
A pod głazem twoja dusza
Przegryzana robaka strzępami

Dziecinne oczy wzrusza
Przesiąknięte łzami

Ból i zrozumienie
Matczyne
Zamyślenie

Świat biegnie w tępie
Zawrotnego uczucia

W mózgu
W sercu
W duszy tchnieniu
                Ja
                Ty

Kocham jak lustro
                Powierzchni swej odbicie



Pan

Spojrzał w jeziora toń
Obejrzał
Tej starszej pani dłoń
Westchnął

Młodość była mu nieobca
Zmarszczki tak odległe

Umrzeć chciał za młodu
Za miłość
Co nie raz dostarczyła chłodu
I nie raz tworzyła
                Zawiłość

Pan wyciągnął z kieszeni
Serce zakrwawione
Które w słońcu krwią błękitną mieni
I rzucił

                Łabędź
                Połknął
Zamieniając w proch feniksich piór
Swoje śnieżne niegdyś wizje

W cieniu San Francisco - II Fotografia

Kilka godzin po rozmowie z Paulem, w biurze Claire pojawił się niespodziewany gość.
- Dzień dobry. – Zaczął mężczyzna od wejścia.
- Zasady dobrego wychowania każą pukać. – Zaczęła kobieta nawet nie podnosząc wzroku z ekranu swojego laptopa i nadal pisząc sprawozdanie. – Ale widocznie komuś ich brakuje. – Skończyła i podniosła wzrok z ekranu monitora na człowieka, który postanowił ją odwiedzić.
- Ach… Dzień dobry szefie…- Speszyła się brunetka. – Ja… Przepraszam…
- Nic się nie stało. – Powiedział ciepło Thomas i uśmiechnął się. – Chyba nigdy nie nauczę się pukać.
Claire była dziwnie zaskoczona. Przecież jej szef nigdy nie był dla niej aż taki miły. Zazwyczaj czepiał się byle czego. Czyżby jej poranny incydent sprawił, że jej pracodawca zmienił do niej swoje nastawienie?
- W czym mogę panu pomóc? – Zapytała policjantka.
W tym momencie jej szef lekko się zarumienił.
- Mów mi Thomas. – Zaproponował szef i podał brunetce rękę.
Claire lekko zbita z tropu odwzajemniła gest.
- Czy coś się stało? – Zapytała niedowierzając, że kierownik komendy zaproponował jej zwracanie się do siebie po imieniu.
- Może wreszcie przyszedł czas na zmiany. – Odpowiedział cicho mężczyzna i lekko uniósł lewą brew.
Po chwili brunetka zabrała swoją dłoń a Thomas skierował się w stronę wyjścia.
- Mam dla ciebie kilkadziesiąt sprawozdań. – Wtrąciła Claire. – Zaczekaj chwilę. – Powiedziała po czym podniosła ze swojego biurka około dwustustronicowy plik kartek wypełnionych czarną, drobną, komputerową czcionką.
- Ach! Zupełnie bym zapomniał. Dostajesz sprawę zabójstwa tego mężczyzny, którego pozbawiono kończyn. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – Wypowiedział się Dauer gdy Claire podawała mu plik sprawozdań.
- Nie, skądże… - Odpowiedziała niepewnie kobieta.
- W takim razie do zobaczenia. – Pożegnał się Thomas i wyszedł zamykając za sobą duże, szklane drzwi.
Kobieta wróciła na swój fotel i przez około dziesięć minut zastanawiała się czy to co zdarzyło się przed kilkoma minutami nie było jej wymysłem. Jednak gdy spojrzała na brzeg biurka, na którym jeszcze jakiś czas temu leżał stos gotowych do oddania sprawozdań uświadomiła sobie, że to wszystko nie było jednak wyimaginowane.
Zbliżała się pora lunchu gdy Claire postanowiła zobaczyć się ze swoim przyjacielem. Po chwili grzebania w notatniku znalazła numer do Paula
i chwilę później wykręciła go w swoim telefonie znajdującym się na skraju biurka.
- Cześć Paul. To ja Claire. – Zaczęła kobieta gdy po sygnale usłyszała znajomy głos przyjaciela.
- Cześć, dlaczego dzwonisz z biura a nie ze swojej komórki? – Zapytał przez telefon mężczyzna.
- Wszystko ci wytłumaczę później. Masz może ochotę na lunch?
- Jasne! Z tobą zawsze. – Odpowiedział Paul a mimo iż Claire nie mogła go zobaczyć, czuła, że jej przyjaciel szeroko się uśmiecha. – Mam wyniki badań
z laboratorium i z prosektorium, więc dam ci je od razu.
- To do zobaczenia w Tsing-Tao za dwadzieścia minut. – Pożegnała się brunetka.
- Do zobaczenia.
Kobieta odkładając słuchawkę kątem oka dostrzegła zdjęcia zbrodni, której wyjaśnieniem miała się zająć. Przyglądając się jednemu ze zdjęć coś zauważyła. Czarny maleńki przedmiot leżący przy łóżku przykuł jej wzrok na kilka dłuższych sekund.
- Co to może być… - Mówiła do siebie kobieta. – No nic, trzeba będzie się tam wybrać.
Wstała z czarnego, skórzanego fotela, wrzuciła fotografie zrobione na miejscu zbrodni do torebki
i zarzuciła ją na ramię, po czym wyszła ze swojego biura.
Kilkanaście minut później otworzyła drzwi baru Tsing-Tao i weszła do klimatyzowanego pomieszczenia, w którym panował jaśminowy zapach. Claire głównie z tego powodu bardzo lubiła to miejsce. Drugą zaletą tego lokalu była jego lokalizacja, przylegał do ich Komendy policji.
            Gdy brunetka weszła do lokalu od razu spostrzegła Paula. Siedział przy oknie i bacznie obserwował morskie stworzenia pływające
w akwarium wbudowanym w ścianę obok niego. 
- Cześć! – Powitał ją mężczyzna i wstał co wskazywało na jego szarmanckie zachowanie. 
- Przepraszam, że musiałeś czekać. Gdy oglądałam zdjęcia kompletnie straciłam poczucie czasu. – Zaczęła tłumaczyć się Claire.
Chwilę później przyszła kelnerka w celu złożenia zamówienia.
- Ja poproszę toskańską zupę serową z orzechami i niegazowaną wodę mineralną z cytryną. – Odpowiedziała bez namysłu Claire szukając czegoś w swojej torebce.
Następnie młoda mulatka skierowała swoje pytanie w stronę Paula:
- A co będzie dla pana?
- Szwarcwaldzka sałatka z kurczakiem oraz Coca-Cola. – Odpowiedział mężczyzna przebiegając palcem po menu.
- Dziękuję. – Powiedziała kelnerka zapisując w swoim maleńkim notatniku zamówienie Paula. – To potrwa kilkanaście minut.
- Masz dla mnie wyniki sekcji i te z laboratorium? – Zainteresowała się Claire gdy kelnerka odeszła do innego stolika.
- Tak oczywiście. – Powiedział Paul podając kobiecie białą teczkę zawiązaną na kokardkę.
Brunetka otworzyła teczkę i wyciągnęła z niej kilka kartek po czym zaczęła je czytać. Po kilku minutach zwróciła się do przyjaciela:
- Dali mu ładną mieszankę… Morfina, heroina, LSD i benzodiazepiny… Był strasznie nafaszerowany.
- Ale może dzięki temu nie miał tak bolesnej śmierci. – Wtrącił policjant.
- Możliwe.
- Widziałaś wyniki sekcji?
Kobieta przebiegła wzrokiem po kilku spiętych kartkach i zaczęła czytać na głos:
- Dwudziestodziewięcioletni mężczyzna znany jako Walter Scott zmarł dwudziestego piątego kwietnia bieżącego roku około godziny dziewiętnastej trzydzieści. Jako pierwszorzędną przyczynę śmierci udało nam się określić wykrwawienie poprzez pozbawienie ofiary przez zabójcę wszystkich kończyn. Dodatkowymi czynnikami, które bezpośrednio mogły przyczynić się do śmierci były zadane uderzenia tępym narzędziem w kość potyliczną oraz jedna rana postrzałowa w miejscu prawego płuca. Charakterystycznym oznaczeniem należącym prawdopodobnie do zabójcy była pieczęć dolara pozostawiona w miejscu lewej piersi nad sercem. Podpisano Betty Crawford.
- Ciekawa zbrodnia, nieprawdaż? – Zaciekawił się Paul. – Jestem ciekaw kto dostanie tę sprawę.
Claire poczuła dziwne uczucie jakby jej żołądek przemieścił się pod same żebra.
- Wiesz… Chyba ja… - Zaczęła niepewnie brunetka.
- Ty? Jak to się stało? Tylko mi nie mów, że prosiłaś szefa…
- Nie. Thomas po prostu mnie poinformował, że przydzielił mi tą sprawę. – Tłumaczyła dalej kobieta.
- A od kiedy to ty jesteś z szefem na „ty”? – Zapytał spod byka mężczyzna czekając na solidne wytłumaczenie całej sprawy.
Z racji tego Claire zaczęła mu opowiadać swoją całodzienną historię. Począwszy od poznania nowego sąsiada aż do zauważenia na jednej z fotografii w sprawie morderstwa jakiegoś czarnego przedmiotu.
- No to widzę, że spodobałaś się szefowi.
- E tam. Głupoty gadasz. – Stwierdziła kobieta.
- Przecież od razu widać, że on na ciebie leci! – Powiedział głośno Paul a dwie kobiety siedzące po drugiej stronie lokalu odwróciły się i posłały mu chłodne spojrzenia. 
*
Po dość przyjemnym lunchu Paul i Claire wrócili do Komendy Głównej by poddać się ciągowi monotonnych zdarzeń, które zazwyczaj miały miejsce co 24 godziny. Claire sporządziła kilka raportów i rozpoczęła spekulacje na temat zabójstwa, do którego przydzielił ją Thomas. Czym mógł być owy przedmiot znajdujący się na zdjęciu, które kobieta oglądała kilka godzin wcześniej? Brunetka po chwili przemyśleń otworzyła szufladę w swoim biurku i wyciągnęła kilkanaście fotografii, które dostała od Paula.
Przedmiot, który przykuł jej uwagę miał kształt niedużego gwizdka i był kruczoczarnej barwy. Pierwszym skojarzeniem, które przyszło jej do głowy była łuska naboju. Mimo to setki tysięcy obejrzanych podczas okresu studiów łusek dały jej do myślenia. To nie mogła być łuska. Gdyby jednak tak było, zabójca popełniłby wówczas ogromny błąd, który wsadziłby go do pudła. Poza tym sam rozsądek mówił kobiecie, że nie istnieją takie proste rozwiązania, szczególnie w przypadku zabójstwa. Po kilku godzinach gdy Claire skończyła pracę znów zadzwoniła do swojego przyjaciela:
- Cześć Paul, to znowu ja. Nie przeszkadzam?
- Skądże znowu! – Odpowiedział ciepłym głosem mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.
- Masz może trochę czasu? Chciałabym pojechać na miejsce zbrodni i się rozejrzeć. – Wytłumaczyła kobieta.
- Oczywiście, nie ma sprawy. Czekam na parkingu przed Komendą za 10 minut. Do zobaczenia. – Powiedział spokojnym głosem Paul i się rozłączył.
Brunetka zarzuciła na siebie płaszcz, zabrała rzeczy, które mogłyby się przydać i wyszła ze swojego gabinetu.
Gdy Claire schodziła po marmurowych schodach, Paul pojawił się na parkingu.
- To co, jedziemy? – Zapytał kobieta wsiadając do samochodu.
- Jedziemy! To jakieś 10 minut drogi stąd. – Poinformował mężczyzna.
- Myślisz, że ktoś tam jeszcze jest o tej porze?
- Nie byłbym tego taki pewien. Masz latarki?
- Jak zawsze… - Odpowiedziała Claire z szyderczym uśmiechem.
Po kilkunastu minutach partnerzy dojechali do miejsca gdzie została popełniona zbrodnia. Budynek ogrodzony żółtymi taśmami był zbudowany ze starem cegły i wyglądał jak miniaturowy pałac. Dwie wieżyczki po jego lewej stronie ze spadzistymi dachami przykuwały uwagę.
- Wchodzimy? – Zapytał mężczyzna mimo oczywistej  odpowiedzi swojej przyjaciółki.
- Nie po to ryzykowałam życie jadąc z tobą samochodem. – Powiedziała i po chwili oboje wybuchli głośnym śmiechem i zaczęli zakładać lateksowe rękawiczki.
Na drzwiach wejściowych znajdowały się porozrywane już plomby. Paul zapalił latarkę i zgrabnym ruchem przekręcił okrągłą, metalową klamkę, która cicho trzasnęła zwiastując otwarcie drzwi. ewnątrz panowała całkowita ciemność, która po chwili została rozproszona blaskiem zapalonej latarki.
- Zabito go w kuchni, prawda? – Upewniła się kobieta.
- Tak, to chyba na samym końcu korytarza. – Stwierdził partner.
Przechodząc ciemnym korytarzem Claire podświetlała oszklone fotografie rodzinne, które obwieszały całą ścianę. Po dotarciu do kuchni szarooką panią komisarz przeszedł dreszcz. Plamy krwi, które zobaczyła na zdjęciach w dalszym ciągu, bez żadnych zmian pokrywały posadzkę. Jedynym miejscem pozbawionym krwi był fragment podłogi, na którym jak stwierdziła Claire znajdował się tułów Waltera Scott’a pozbawiony kończyn.  
Claire przeszła przez kuchnię i zatrzymała się pomiędzy zmywarką a narożnikową szafką. Na posadzce w zakrzepłej krwi leżał ciemny przedmiot, który kobieta zauważyła na zdjęciu. Zbliżając źródło światła do owego przedmiotu zaczęła go bacznie obserwować.
- Paul, jak myślisz co to może być? – Zapytała.
Brunetka słysząc zbliżającego się przyjaciela podniosła wzrok próbując uzyskać jakąkolwiek odpowiedź.
- Wiesz… wygląda mi to na wentyl od roweru. – Powiedział spokojnie Paul tak dobierając słowa by jego wypowiedź nie sprawiała wrażenia głupiej.
- Podrzucę to Alex. Może znajdzie jakieś ślady. – Oznajmiła po czym wyciągnęła z torebki pęsetę i nieduży, plastikowy woreczek.
Włożyła do niego umazany krwią wentyl i po zamknięciu schowała do torebki.
- Pobierzesz kilka próbek? – Spytała Claire prostując nogi a tym samym znajdując się na poziomie Paula.
- Wezmę trochę krwi i sprawdzę na wszelki wypadek resztę pomieszczeń. Może znajdę coś co się przyda.
Przez resztę pobytu w domu, w którym popełniono zabójstwo pani komisarz przechodziła z pomieszczenia do pomieszczenia bacznie obserwując swojego przyjaciela podczas monotonnej pracy zbierania śladów. Sama zaś próbowała znaleźć jakieś dokumenty, zdjęcia i przedmioty, które mogły mieć jakiś związek ze zbrodnią. Niestety jedyną rzeczą, która była godna uwagi były dokumenty przewozowe, które musiał mieć Scott nim wyjechał z portu, w którym pracował. Był kierowcą ciężarówki dostarczającej kontenery, które przybyły z importu. Z Centrum Przeładunku Kontenerów do miejsca ich przeznaczenia. Claire doszła do wniosku, że nie potrafiłaby się odnaleźć w tak mało interesującej i przytłaczającej pracy.
Po kilku godzinach mozolnych poszukiwań w domu przy Vincente Street zakończyli swoje nadgodziny, które ich dwojgu zdarzały się nadzwyczaj często.
Mimo bezcelowych prób odwiezienia Claire do domu Paul wreszcie uległ i podrzucił ją pod Komendę Główną, gdzie zostawiła swój samochód. Nidy nie lubiła zostawiać swojego czarnego Nissana na pastwę losu. Był dla niej zbyt cenny, by mogła sobie pozwolić na jego zaniedbanie.
Po powrocie na policyjny parking wsiadła do swojego samochodu i udała się do swojego mieszkania, znajdującego się przy Montgomery Street 600 na 39 piętrze. Mieszkanie znajdowało się w biurowcu o nazwie Transamerica Pyramid, który ze względów na zadłużenie musiał zrezygnować z części powierzchni biurowych, w których zostały zaprojektowane mieszkania z widokiem na połowę a nawet większość miasta.
Gdy wreszcie koło północy kobieta brała odprężającą kąpiel w wannie wypełnionej po brzegi gorącą wodą ktoś zadzwonił do drzwi. Kobieta wyrwana z transu opuściła miejsce relaksu i w pośpiechu owinęła się bawełnianym, krwistoczerwonym ręcznikiem. Pozostawiając za sobą mokre ślady w całym mieszkaniu rozwścieczona Claire podeszła do drzwi.  Spoglądając przez judasz upewniła się kto przyszedł o tak późnej porze. To Matt Hope, nowo poznany sąsiad uśmiechał się po drugiej stronie warstwy drewna jaka w tym momencie ich dzieliła.
- Musisz mieć dobre usprawiedliwienie, bo właśnie przerwałeś mój rytuał kąpieli, na który czekałam cały dzień. – Powiedziała z wyrzutem kobieta otwierając drzwi na oścież.  
Uśmiechnięta twarz młodego mężczyzny na chwilę zamarła. Tak jak malarz ocenia swoje dzieło tak i Matt w danej chwili  oceniał walory Claire, które podkreślał ciasno owinięty ręcznik.
- A więc? – Ponagliła pani komisarz lekko unosząc lewą brew.
- Yyy… Tak. Przyniosłem herbatę. – Powiedział wyrwany z zadumy mężczyzna i mijając Claire wszedł do środka, nie zapytawszy nawet o pozwolenie.
W rękach trzymał tacę, na której znajdował się duży imbryk i dwie filiżanki a wszystko to było w kolorze oliwkowej zieleni.
- Bezczelny… - Powiedziała pod nosem brunetka.
- Słyszałem! – Zawołał radośnie z salonu Matt.
Kobieta zamknęła drzwi poszła w stronę salonu.
- Posłuchaj. Nie wiem dlaczego twoja osoba znalazła się tutaj o tej porze, nie mam o tym zielonego pojęcia. Ale jeśli oczekujesz, że będę tutaj siedzieć w samym ręczniku to jesteś w błędzie. – Wysłowiła się Claire. – Czekaj tutaj, zaraz wrócę. – Dokończyła i skierowała się w stronę łazienki.
Po około 10 minutach wróciła ubrana w luźne spodnie i czarną koszulkę na ramiączkach z logo zespołu Linkin Park. Gdy tylko weszła do kuchni połączonej z salonem o mały włos nie dostała ataku serca widząc nogi mężczyzny zwisające z metalowej, staromodnej lodówki.
- Człowieku! Nie dość, że naruszasz moją prywatność to jeszcze chwila i byś wzywał karetkę! – Zdenerwowała się szarooka, której mokre włosy odcisnęły znikome ślady na czarnej koszulce.
- Przepraszam. Nie miałem takiego zamiaru. – Wyjaśnił mężczyzna zeskakując z lodówki. – Herbaty?
- Poproszę.
Claire pomału wracała do stanu sprzed 20 minut. Usiadła na swojej ulubionej czarnej, skórzanej sofie i wyciągnęła nogi do przodu.
     - Jesteś inna.
     - Co? Jeśli próbujesz…
- Nie próbuję cię obrazić. – Przerwał szybko Matt. – Po prostu nie jesteś sztuczna tak jak większość kobiet w twoim wieku.
- Co masz na myśli?
- No na przykład to, że nie ubrałaś się reprezentacyjnie tylko na luzie, tak jak jest ci najwygodniej.
- W końcu jestem u siebie. – Skwitowała kobieta mrużąc oczy i biorąc filiżankę wypełnioną herbatą.
Mimo iż sąsiad wprawił ją w nienajlepszy humor to od chwili gdy poczuła zapach unoszący się z imbryka marzyła by skosztować tego co było w jego wnętrzu.
Po upiciu kilku łyków herbaty jej podniebienie czuło się jak w niebie. Czuła bukiet składający się z nuty pomarańczy połączonej z przyprawami korzennymi oraz miodem.
- Wyśmienita. Zazwyczaj nie pijam herbat ale ta… Jest warta moich ust.  – Powiedziała z szyderczym uśmiechem Claire odstawiając filiżankę na brzeg stolika.
Herbaty w imbryku ubywało a Claire i Matt’owi rozmawiało się jak gdyby znali się od kilku lat. Gdy około 4 nad ranem imbryk był pusty a oni umówili się na spacer po targu, postanowili się pożegnać.
- To do zobaczenia. – Powiedziała kobieta uśmiechając się od ucha do ucha i zamknęła drzwi za sąsiadem.

Nigdy by nie przypuszczała, że TEN, kto przerwie jej ulubione zajęcie jakim była kąpiel, będzie świetnym towarzyszem do rozmowy. 

czwartek, 12 września 2013

Myśli niepozorne V

Sopot

                                               Tak cichy w zimie
                                               Jak nocą morze

   Spokojne
   Natchnione
Zamknięty w czasie

Kot na tarasie
               Spogląda
               Zielonym okiem
W głąb nasyconego
               Mrokiem
   Deptaka

Wschód ukazujący
               Bursztynu piękno
               Muszli odłamki
Słońce wstawione w ramki
Niczym zdjęcie znad Bałtyku
               Poranek
Pośród mew krzyku
               Niezapomniany

                                                              Spójrz
   To Sopot

               Sopot ukochany



Noc

Miasto
Spowite łuną
                Latarni
Ulicami się przechadzam
                Donikąd
Idę
Tymi niby lepszymi
                Ścieżkami

Niedopałek papierosa
Na gazecie ląduje
Litery
Na wieczność
Wypala

Wzrok nocy
                Tak ponury
                Wszak okropny
Zniewala
Godzina trzecia
                A ja wciąż
                Przed siebie zmierzam
Widok
Domu mijanego setny raz
W głowie zapada
                Nie wracam
                Nie mogę
                Nie chcę