niedziela, 8 grudnia 2013

W cieniu San Francisco - Bezgłowy Anioł

Był wysoki, murowany. Swoim wyglądem świetnie wtapiał się w otoczenie. Niebieskie pokrycie współgrające z unoszącym się nad nim dymem pozornie mogło nie zostać zauważone przez potencjalnego przechodnia. Wyróżniało go jednak jedno. Czarny, bujany fotel stał u jego podnóża i doskonale kontrastował z jasnobrązową werandą. Taki właśnie był dom przy 48th Avenue 790. A był on własnością Amelii Anastazji Wan-Xiao Fin.
Kilkanaście sekund po wciśnięciu przez Claire dzwonka przy drzwiach te otworzyły się a z wnętrza domu przywitała ich pani Fin:
- Dzień dobry. – Powiedziała. – W czym mogę służyć?
- Jesteśmy z policji. – Zaczął Paul.
- Chcielibyśmy z panią porozmawiać. – Dokończyła komisarz David.
- Proszę wejść. – Zaprosiła Amelia i usunęła się na bok by wpuścić składających wizytę.
Chwilę później usiedli w ciepło urządzonym salonie, w którym wszystko zdawało się mieć swoje miejsce. Krwistoczerwony komplet wypoczynkowy złożony z dużej sofy i trzech głębokich foteli w rzeczywistości przywodził na myśl, że nie mógł być wybierany przez właścicielkę domu.
Claire od razu przeszła do rzeczy.
- Co łączyło panią z Walterem Scott’em?
Kobiecie lekko drgnęły wargi.
- Proszę mi powiedzieć jak długo to trwało? – Zaczęła spokojnie Claire i wytężyła słuch na wypadek gdyby pani Fin mówiła szeptem.
- Przeszło dwa i pół roku. – Odpowiedziała kobieta i spuściła wzrok na ciemnozielony, perski dywan, na którym stał hebanowy stolik. – Mieliśmy plany, chcieliśmy się pobrać… - Kontynuowała kobieta a komisarz Walky spostrzegł, że policzek młodej kobiety połyskuje od spływających łez. – Był spokojny jak rzadko, który mężczyzna. Bardzo lubił swoją pracę, ale ostatnimi czasy coś mnie zaniepokoiło. Wracał z niej jakby… Jakby coś musiał ukrywać. Nie rozmawiał ze mną o tym, ale znałam go na tyle długo żeby zauważyć, że coś się dzieje. Coś negatywnego.
- Poznaje to pani? – Zainteresowała się Claire wyciągając przed siebie dłoń z plastikową torebką zawierającą czarny przedmiot.
Amelia Fin w jednej chwili cofnęła się w fotelu a jej oczy wypełniły się strachem porównywalnym do tego, który czuje mysz uciekając przed kotem.
- A więc? – Przypomniał Walky. – Czy to należy do pani?
- Tak. – Potwierdziła krótko kobieta. – To wentyl od mojego roweru.
- Czy wie pani, że znaleziono go na miejscu zbrodni?
- Nie.
Zapadło milczenie, które w odczuciu wszystkich trojga ludzi znajdujących się w pomieszczeniu mogło trwać znacznie dłużej.
- Może to pani wyjaśnić, Amelio? – Wtrąciła komisarz płci pięknej.
- Dzień przed morderstwem ja i Walter wybraliśmy się rowerami za miasto. Postanowiliśmy spędzić dzień tylko ze sobą, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Jego przygnębione powroty z pracy w pewnym stopniu oddaliły nas od siebie. Dlatego też wybraliśmy się za miasto… - Rozpoczęła Amelia Fin. Zaspokoiła pragnienie wypijając połowę szklanki krystalicznie czystej wody po czym kontynuowała. – Koło godziny siedemnastej pojechaliśmy do niego. Gdy zsiadałam z roweru zauważyłam, że w tylnym kole brakuje powietrza. Walter obiecał, że je napompuje. Tym czasem gdy już się tym zajął, zadzwonił telefon. Musiałam wracać do siebie i przesiąść się w samochód. Moja matka tego dnia została wypisana ze szpitala. Następnego ranka gdy chciałam pojechać na pobliski targ w kole nie było ani centymetra sześciennego powietrza. Walter musiał nie zakręcić wentylu. Po pracy pojechałam do niego, było koło dziewiątej. Gdy weszłam… - Tu głos jej się załamał. – To co zastałam w jego domu… To był… koszmar… Ja… Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść. Zawiadomiłam pogotowie i policję… Na noc pojechałam do siostry… - Kobieta skończywszy mówić zaczęła szlochać.
Paul i Claire przyglądali się jej co chwilę spotykając się wzrokiem, myśleli nad dalszym dialogiem.
Kilka minut później gdy pani Fin doszła do siebie dobiegło ich przytłumione szczekanie.
- Ma pani psy? – Zgadywał Paul.
- Tak… Jeden bulterier i dwa owczarki niemieckie. – Wydukała Amelia. – Bardzo się przywiązały do Waltera… Każdego wieczoru słyszę jak za nim wyją.
- Ma pani skomplikowane i dość niespotykane nazwisko… - Zaczęła szarooka komisarz. – Ojciec ze Skandynawii, matka z Chin i dalsze pokrewieństwo z Japonią?
Claire trafiła jedynie pokrewieństwo ze Skandynawią. Amelia Wan-Xiao Fin, czarnowłosa kobieta o bardzo jasnej jak na taką egzotyczną urodę karnacji była zapewne obiektem westchnień nie jednego mężczyzny, jednak to właśnie Walter Scott był jednym z nielicznych, którzy mogli się przyjrzeć temu egzotycznemu „zjawisku” z bliska.
- Prawie. Ojciec był Szwedem, matka pół Japonką, pół Chinką. – Poprawiła kobieta o skośnie osadzonych oczach.
- Pobierzemy jeszcze tylko próbki pani DNA w celu potwierdzenia naszych danych  i jeśli pani pozwoli chcielibyśmy obejrzeć rower, którym pani była na wycieczce a przy okazji rzucić okiem na cały dom. – Poinformowała Claire. – Oczywiście mamy nakaz. – Ubiegła panią Fin kobieta.
Gdy czterdzieści minut później komisarz David i komisarz Walky skończyli pobierać próbki DNA pożegnali się i skierowali w stronę wyjścia.
Idąc wąskim korytarzem, na ścianach którego
wisiały dziesiątki fotografii wzrok Claire został przykuty przez płaską figurkę wiszącą w szerokiej, ciemnej wnęce. Szaroczarny porcelanowy anioł.  Zazwyczaj płaskie porcelanowe anioły emanowały pozytywnymi emocjami, jednak nie ten. Anioł przywoływał najgorsze wspomnienia jakie może posiadać człowiek. Był pozbawiony głowy zaś w miejscu gdzie powinna znajdować się szyja widniał czerwony, krzywy ślad farby. Po plecach Claire przeszły ciarki. Kobieta miała dziwne przeczucie, że jest w tym miejscu po raz pierwszy, ale nie ostatni.



Claire i Paul wróciwszy do Komendy Głównej podrzucili pobrane próbki pracującej w laboratorium Alex. Gdy wrócili do biura komisarz David, które na czas rozwiązania sprawy zabójstwa Waltera Scott’a przybrało miano „Centrum Dowodzenia nr 2” jako, że „Centrum Dowodzenia nr 1” było biurem o wyższym prestiżu i należało do Komendanta Głównego, zastali w nim jedynie pannę Collins i Michaela Fray’a. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz