niedziela, 8 grudnia 2013

W cieniu San Francisco - IV Fałszywy Trop

Pierwszą czynnością każdego dnia, której dopuszczała się Claire po przyjściu do pracy było obejrzenie świeżych raportów w sprawie zabójstw i oględne przejrzenie kilkunastu najważniejszych brukowców.
Tego dnia było tak samo. Gdy kobieta ziewając przeglądała prasę  nagle otworzyły się drzwi do jej biura.
- Ile razy mam powtarzać... – Powiedziała pod nosem  komisarz mając na myśli to, że zazwyczaj ktoś kto chce z nią porozmawiać puka do drzwi. Nawet Thomas. – Paul?! A co ty tutaj robisz? – Zapytała zdziwiona kobieta. – Przecież w grafiku masz dzisiaj wolne.
- Tak, ale... No musiałem przyjechać! Nad ranem dzwonił do mnie kumpel z Darkey’a[1], Tj uciekł...
- Co?! – Brunetka wybałuszyła na Paula swoje pełne szarości oczy. – Czy myślisz o tym samym co ja?
Paul nie odpowiedział.
- To by było zbyt proste... – Skwitowała kobieta.
- Jednak teraz mamy potencjalnego zabójcę. Tj uciekł w środę nad ranem... – Poinformował męzczyzna.
- A zabójstwa dokonano w środę wieczorem. Nie. To nie może być takie łatwe, coś mi tu nie pasuje...
- Myślisz?
- Tak. Ktoś próbuje podstawić nam rozwiązanie, fałszywe rozwiązanie. – Zamyśliła się Claire.
- Co robimy?
- Idę do szefa, trzeba zebrać grupę operacyjną. Mam wrażenie, że szykuje się większa robota.
Claire wstała z fotela i z entuzjazmem wypadła z biura.
- Ej! – Zawołał do niej przyjaciel próbując ją dogonić. – Chcesz prowadzić śledztwo? – Zapytał przyciszonym głosem.
- Paul, a mamy inne wyjście? Dostałam tę sprawę i nie zamierzam jej spieprzyć. – Powiedziała dogłębnie kobieta.
- Jesteś pewna?
- Zaufaj mojej kobiecej intuicji.
Po przejściu całej komendy pani komisarz dotarła do biura Thomasa, Komendanta głównego Policji.
- Proszę. – Dobiegł kobietę głos zza drzwi, który najwidoczniej usłyszał pukanie.
- Dzień dobry szefie...
- O! Cześć Claire. – Powitał ją Thomas. – Mówiłem żebyś mówiła mi po imieniu!
- Tak wiem...
- Coś się stało? – Zapytał mężczyzna.
- Chciałabym cię prosić o przydzielenie mi kilku osób do śledztwa... – Zaczęła kobieta.
- Że co?! – Przerwał komendant. – Przecież ja nie mogę sobie ot tak przydzielać ludzi do rozwiązania sprawy zabójstwa! Jeśli chcesz żebym dał ci kilki ludzi musisz mieć solidne argumenty.
- Thomas!  - Zdenerwowała się brunetka. – Tj uciekł z więzienia w środę nad ranem! Zabójstwa dokonano tego samego dnia wieczorem. To jest zbyt proste żeby mogło się połączyć. Ktoś próbuje nam postawić gotowego zabójcę! Do tego ten wentyl, który znaleźliśmy na miejscu zbrodni!
- Poczekaj... Jaki wentyl? Co znaczy znaleźliśmy?! I może wytłumaczysz mi co robiłaś na miejscu zbrodni! – Zaczął krzyczeć na nią mężczyzna tym samym wstając z fotela i opierając się nadgarstkami o swoje biurko.
- Pojechałam z Paulem Walky’em na miejsce zbrodni, to fakt. Ale to było jedyne wyjście żeby znaleźć jakieś ślady. Przecież wiesz, że Południowa Komenda nie potrafi prowadzić śledztw i tylko zaciera ślady... Znaleźliśmy coś w rodzaju wentylu od roweru. Tak, podrzuciliśmy go już Alex. Pobraliśmy też kilka próbek krwi i tkanek, na wszelki wypadek. Thomas tutaj kryje się coś większego niż zwyczajne zabójstwo. Samo to w jaki sposób został zabity ten mężczyzna a do tego ta pieczęć dolara nad sercem... – Wypowiedziała się Claire.
Mężczyzna wrócił na fotel i wypuścił z siebie powietrze razem ze złością, która przed chwilą gotowała się w nim jak zupa.
- No dobrze. Ale wiesz co by się stało gdyby ktoś was nakrył. – Upomniał szef. – Więc na przyszłość – uważajcie. A teraz przedstaw mi swój punkt widzenia, tylko proszę cię, usiądź.
Kobieta usiadła przed masywnym, szklanym biurkiem i rozpoczęła swoją przemowę:
- Patrząc z perspektywy zwykłego szarego człowieka znamy zabójcę. Jest nim Thomas Jüre, powszechnie znany jako Tj. Ze zbrodnią łączy go data ucieczki z więzienia ale także styl w jakim została popełniona zbrodnia. Możliwe, że jego ucieczka z więzeinia nie ma nic wspólnego z zabójstwem. Możliwe, że ktoś próbuje go wrobić w kolejne zabójstwo, bo jak wiemy nie mieliśmy wystarczających dowodów wystarczających na wymierzenie pełnego wymiaru kary. Wydaje mi się, że ktoś po prostu podsuwa nam potencjalnego zabójcę by zakończyć śledztwo i zamknąć sprawę. Ktoś chyba nie chce żebyśmy się tym bardziej zainteresowali. Wydaje mi się również, że będzie sporo niewiadomych w tej sprawie i nie ma po prostu możliwości żebym rozwiązała tę sprawę sama. Decyzja o przydzieleniu ludzi oczywiście leży w twojej gestii ja tylko mogę o to prosić.
- To twoja pierwsza poważna sprawa. Wiesz o tym prawda? – Zapytał spode łba Thomas. Kobieta w odpowiedzi jedynie kiwnęła głową a mężczyzna kontynuował. – Dlatego mam nadzieję, że nie popełnię błędu przydzielając ci ludzi. Ile osób potrzebujesz?
- Paul i jeszcze sześć.
- Hm... No to jeszcze nie jest tak wiele. Więc mogę się zgodzić. Warunek jest taki, że wszystko czego się dowiesz i co będzie miało wpływ na rozwój sprawy będziesz mi przedstawiać. Jasne? – Zapytał z pełną powagą Dauer.
- Jak słońce, szefie. – Powiedziała Claire i uśmiechnęła się triumfalnie. – Zbiorę ludzi i zaczynam się brać do roboty. Kwadrans po ósmej zebranie w moim biurze, masz ochotę wpaść?
- Oczywiście. Nie omieszkam zobaczyć pani komisarz w akcji. – Odpowiedział szyderczym uśmiechem Thomas gdy Claire zbliżała się do wyjścia.
- W takim razie do zobaczenia. – Pożegnała się brunetka i puściła szefowi oko.
Gdy zamknęła za sobą drzwi była cała w skowronkach. Miała ochotę skoczyć pod sam sufit.
            Punkt piętnaście po ósmej w biurze Claire David wrzało. Koledzy po fachu, których zaprosiła kobieta rozmawiali między sobą spekulując jaki jest cel tego spotkania gdyż nikt nie został powiadomiony na co mają się przygotować.
Mimo małej powierzchni biuro szarookiej pani komisarz mogło pomieścić piętnaście osób, tak więc w chwili obecnej nie było w nim tłoku.


- Możemy zaczynać. – Powiedziała komisarz David podniesionym głosem a wszystkie rozmowy wnet ucichły.
- Celem tego zebrania... – Kobieta urwała bo drzwi do jej biura otworzyły się z wielkim hukiem a do pomieszczenia wpadł Thomas Dauer, na którym skupiły się wszystkie spojrzenia.
- Przepraszam Claire... – Powiedział zdyszany. – Miałem telefon z Darkey’a.
Nagle wzrok wszystkich siedzących w tym również Paula skupił się na Claire. Kobieta wiedziała, że to co teraz powie wzbudzi zarazem kontrowersję jak i zdziwienie, jednak nie zrezygnowała z poczucia chwilowej wyższości.
- Nic nie szkodzi Thomas. – Odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Oczy jej kolegów i koleżanek zrobiły się wielkie jakgbyby każdy z nich ujrzał ducha. Faktem było, że nie każdy ma możliwośc spoufalenia się z własnym szefem, którego każdy postrzega jako większe zło.
- Jak już zaczęłam celem tego zebrania jest sprawa zabójstwa Waltera Scott’a. Jako szef grupy operacyjnej będę nadzorowała całe śledztwo na zlecenie Komendanta. Mam nadzieję, że wspólnymi siłami zdołamy się posunąc o kilka kroków do przodu i rozwiązać zagadkę zabójstwa, ktora w rzeczywistości może być bardzo zawikłana i wymagać wielu poświęceń z naszej strony. Czy ktoś ma jakieś pytania? – Wypowiedziała się brunetka i popatrzyła po twarzach w poszukiwaniu upragnionych pytań.
- Co wiemy na temat zabójstwa? – Zapytał Michael Fray siedzący nieopodal Paula.
- Oczywistym jest, że Scott zmarł na skutek wykrwawienia. Z sekcji zwłok dowiaduje się, że we krwi znajdowała się duża dawka morfiny, benzodiazepiny, LSD i heroina. Został postrzelony w prawe płuco i doznał uderzenia tępym narzędziem w kośc potyliczną. To chyba wszystko co mamy. Niedługo powinny byc wyniki próbek, które pobraliśmy z Paulem z miejsca zbrodni a także indentyfikacja znalezionego przez nas przedmiotu, który rzekomo przypomina wentyl. – Skończyła Claire i usiadła w swoim czarnoskórym fotelu. – Kto ma ochotę na kawę?
Przez kolejne dwie godziny część grupy zajmującej się śledztwem prowadziła konwersację. Michael Fray, niebieskooki blondyn został wysłany do laboratorium. Andrea Collins dostała niecodzienną czynność wyszukania wszelkich informacji dotyczących ofiary. Począwszy od pochodzenia rodziców a skończywszy na życiu prywatnym oraz całkowitym życiorysie.
Pozostałe 6 osób zajęło się analizą zdjęć i ewentualnym przebiegiem zdarzeń.
- Są wyniki badań. – Powiedział Michael otwierając drzwi do biura Claire.
- I jak? – Wyrwał się Paul.
- Jakieś konkrety? – Wtrąciła Claire.
- Pod paznokciami środkowego i wskazującego palca ofiary została znaleziona tkanka ludzkiego pochodzenia. Brak przynależności do policyjnej bazy DNA świadczy o tym, że osoba nie była karana. Wentyl, który znaleźli Paul i Claire jest rzeczywiście wentylem od roweru. Są na nim odciski Waltera Scott’a a także niebieskie włókno, prawdopodobnie pochodzące z ubrania zabójcy.


- Andrea, masz coś? – Zainteresowała się szefowa grupy śledczej nie podnosząc wzroku z kartki, na której widniały wyniki badań.
- Sprawdziłam jego wszystkie powiązania z lokalną mafią. Kompletnie nic. Był zwykłym pracownikiem H&T Company*, rozwiedziony, bezdzietny. Miał kochankę.
Gdy tylko Andrea skończyła mówić Claire podniosła głowę i zaczęła intensywnie myśleć.
- Jak się nazywała, ta kochanka? – Zapytała.
- To trzydziestoczteroletnia Amelia Fin, spotykali się od blisko trzech lat. – Wygłosiła panna Collins.
 - Masz jej adres? – Szybko dodała szarooka kobieta.
- Jeśli wierzyć aktualnym danym, mieszka przy Czterdziestej ósmej Alei. Numer siedemset dziewięćdziesiąt.
- To niedaleko Great Highway? W pobliżu wybrzeża? – Dopytywał się Paul Walky.
- Chyba pani Fin powinna się spodziewać policji w niedalekim czasie. – Oznajmiła komisarz David. – Paul, jedziesz ze mną.
- Oczywiście szefie! – Zawołał radośnie mężczyzna i uśmiechnął się jak miał w zwyczaju, od ucha do ucha.


Chwilę później Claire i Paul znaleźli się w hallu Komendy Głównej.
- Czekaj! Musimy wstąpić do laboratorium. – Oznajmiła.
Kilkanaście minut później jechali w stronę 48th Avenue. Samochód prowadził komisarz Walky, Claire była zbytnio rozkojarzona.
- W gruncie rzeczy jestem bardzo ciekawa czy pani Fin rozpozna to małe cholerstwo. – Powiedziała  kobieta śledząc za szybą budynki, które mijali. W dłoni ściskała plastikową torebkę.




[1] Darkey – ang. Czarnuch, nazwa więzienia pochodząca od dominującej większości czarnoskórych skazańców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz