Pierwszą czynnością każdego dnia, której dopuszczała się
Claire po przyjściu do pracy było obejrzenie świeżych raportów w sprawie
zabójstw i oględne przejrzenie kilkunastu najważniejszych brukowców.
Tego dnia było tak samo. Gdy kobieta ziewając przeglądała prasę nagle otworzyły się drzwi do jej biura.
Tego dnia było tak samo. Gdy kobieta ziewając przeglądała prasę nagle otworzyły się drzwi do jej biura.
- Ile razy mam powtarzać... – Powiedziała pod nosem komisarz mając na myśli to, że zazwyczaj ktoś
kto chce z nią porozmawiać puka do drzwi. Nawet Thomas. – Paul?! A co ty tutaj
robisz? – Zapytała zdziwiona kobieta. – Przecież w grafiku masz dzisiaj wolne.
- Tak, ale... No musiałem przyjechać! Nad ranem dzwonił do
mnie kumpel z Darkey’a[1], Tj
uciekł...
- Co?! – Brunetka wybałuszyła na Paula swoje pełne
szarości oczy. – Czy myślisz o tym samym co ja?
Paul nie odpowiedział.
Paul nie odpowiedział.
- To by było zbyt proste... – Skwitowała kobieta.
- Jednak teraz mamy potencjalnego zabójcę. Tj uciekł w
środę nad ranem... – Poinformował męzczyzna.
- A zabójstwa dokonano w środę wieczorem. Nie. To nie może
być takie łatwe, coś mi tu nie pasuje...
- Myślisz?
- Tak. Ktoś próbuje podstawić nam rozwiązanie, fałszywe
rozwiązanie. – Zamyśliła się Claire.
- Co robimy?
- Idę do szefa, trzeba zebrać grupę operacyjną. Mam
wrażenie, że szykuje się większa robota.
Claire wstała z fotela i z entuzjazmem wypadła z biura.
- Ej! – Zawołał do niej przyjaciel próbując ją dogonić. –
Chcesz prowadzić śledztwo? – Zapytał przyciszonym głosem.
- Paul, a mamy inne wyjście? Dostałam tę sprawę i nie
zamierzam jej spieprzyć. – Powiedziała dogłębnie kobieta.
- Jesteś pewna?
- Zaufaj mojej kobiecej
intuicji.
Po przejściu całej
komendy pani komisarz dotarła do biura Thomasa, Komendanta głównego Policji.
- Proszę. – Dobiegł kobietę głos zza drzwi, który
najwidoczniej usłyszał pukanie.
- Dzień dobry szefie...
- O! Cześć Claire. – Powitał ją Thomas. – Mówiłem żebyś
mówiła mi po imieniu!
- Tak wiem...
- Coś się stało? – Zapytał mężczyzna.
- Chciałabym cię prosić o przydzielenie mi kilku osób do
śledztwa... – Zaczęła kobieta.
- Że co?! – Przerwał komendant. – Przecież ja nie mogę
sobie ot tak przydzielać ludzi do rozwiązania sprawy zabójstwa! Jeśli chcesz
żebym dał ci kilki ludzi musisz mieć solidne argumenty.
- Thomas! -
Zdenerwowała się brunetka. – Tj uciekł z więzienia w środę nad ranem! Zabójstwa
dokonano tego samego dnia wieczorem. To jest zbyt proste żeby mogło się
połączyć. Ktoś próbuje nam postawić gotowego zabójcę! Do tego ten wentyl, który
znaleźliśmy na miejscu zbrodni!
- Poczekaj... Jaki wentyl? Co znaczy znaleźliśmy?! I może
wytłumaczysz mi co robiłaś na miejscu zbrodni! – Zaczął krzyczeć na nią
mężczyzna tym samym wstając z fotela i opierając się nadgarstkami o swoje
biurko.
- Pojechałam z Paulem Walky’em na miejsce zbrodni, to fakt.
Ale to było jedyne wyjście żeby znaleźć jakieś ślady. Przecież wiesz, że Południowa
Komenda nie potrafi prowadzić śledztw i tylko zaciera ślady... Znaleźliśmy coś
w rodzaju wentylu od roweru. Tak, podrzuciliśmy go już Alex. Pobraliśmy też
kilka próbek krwi i tkanek, na wszelki wypadek. Thomas tutaj kryje się coś
większego niż zwyczajne zabójstwo. Samo to w jaki sposób został zabity ten
mężczyzna a do tego ta pieczęć dolara nad sercem... – Wypowiedziała się Claire.
Mężczyzna wrócił na fotel i wypuścił z siebie powietrze
razem ze złością, która przed chwilą gotowała się w nim jak zupa.
- No dobrze. Ale wiesz co by się stało gdyby ktoś was
nakrył. – Upomniał szef. – Więc na przyszłość – uważajcie. A teraz przedstaw mi
swój punkt widzenia, tylko proszę cię, usiądź.
Kobieta usiadła przed masywnym, szklanym biurkiem i
rozpoczęła swoją przemowę:
- Patrząc z perspektywy zwykłego szarego człowieka znamy
zabójcę. Jest nim Thomas Jüre, powszechnie znany jako Tj. Ze zbrodnią łączy go
data ucieczki z więzienia ale także styl w jakim została popełniona zbrodnia.
Możliwe, że jego ucieczka z więzeinia nie ma nic wspólnego z zabójstwem.
Możliwe, że ktoś próbuje go wrobić w kolejne zabójstwo, bo jak wiemy nie
mieliśmy wystarczających dowodów wystarczających na wymierzenie pełnego wymiaru
kary. Wydaje mi się, że ktoś po prostu podsuwa nam potencjalnego zabójcę by
zakończyć śledztwo i zamknąć sprawę. Ktoś chyba nie chce żebyśmy się tym
bardziej zainteresowali. Wydaje mi się również, że będzie sporo niewiadomych w
tej sprawie i nie ma po prostu możliwości żebym rozwiązała tę sprawę sama.
Decyzja o przydzieleniu ludzi oczywiście leży w twojej gestii ja tylko mogę o
to prosić.
- To twoja pierwsza poważna sprawa. Wiesz o tym prawda? –
Zapytał spode łba Thomas. Kobieta w odpowiedzi jedynie kiwnęła głową a
mężczyzna kontynuował. – Dlatego mam nadzieję, że nie popełnię błędu
przydzielając ci ludzi. Ile osób potrzebujesz?
- Paul i jeszcze sześć.
- Hm... No to jeszcze nie jest tak wiele. Więc mogę się
zgodzić. Warunek jest taki, że wszystko czego się dowiesz i co będzie miało
wpływ na rozwój sprawy będziesz mi przedstawiać. Jasne? – Zapytał z pełną
powagą Dauer.
- Jak słońce, szefie. – Powiedziała Claire i uśmiechnęła
się triumfalnie. – Zbiorę ludzi i zaczynam się brać do roboty. Kwadrans po
ósmej zebranie w moim biurze, masz ochotę wpaść?
- Oczywiście. Nie omieszkam zobaczyć pani komisarz w
akcji. – Odpowiedział szyderczym uśmiechem Thomas gdy Claire zbliżała się do
wyjścia.
- W takim razie do zobaczenia. – Pożegnała się brunetka i
puściła szefowi oko.
Gdy zamknęła za sobą drzwi była cała w skowronkach. Miała
ochotę skoczyć pod sam sufit.
Punkt
piętnaście po ósmej w biurze Claire David wrzało. Koledzy po fachu, których
zaprosiła kobieta rozmawiali między sobą spekulując jaki jest cel tego
spotkania gdyż nikt nie został powiadomiony na co mają się przygotować.
Mimo małej powierzchni biuro szarookiej pani komisarz mogło pomieścić piętnaście osób, tak więc w chwili obecnej nie było w nim tłoku.
Mimo małej powierzchni biuro szarookiej pani komisarz mogło pomieścić piętnaście osób, tak więc w chwili obecnej nie było w nim tłoku.
- Możemy zaczynać. – Powiedziała komisarz David
podniesionym głosem a wszystkie rozmowy wnet ucichły.
- Celem tego zebrania... – Kobieta urwała bo drzwi do jej
biura otworzyły się z wielkim hukiem a do pomieszczenia wpadł Thomas Dauer, na
którym skupiły się wszystkie spojrzenia.
- Przepraszam Claire... – Powiedział zdyszany. – Miałem
telefon z Darkey’a.
Nagle wzrok wszystkich siedzących w tym również Paula
skupił się na Claire. Kobieta wiedziała, że to co teraz powie wzbudzi zarazem
kontrowersję jak i zdziwienie, jednak nie zrezygnowała z poczucia chwilowej
wyższości.
- Nic nie szkodzi Thomas. – Odpowiedziała i uśmiechnęła
się lekko.
Oczy jej kolegów i koleżanek zrobiły się wielkie jakgbyby
każdy z nich ujrzał ducha. Faktem było, że nie każdy ma możliwośc spoufalenia
się z własnym szefem, którego każdy postrzega jako większe zło.
- Jak już zaczęłam celem tego zebrania jest sprawa
zabójstwa Waltera Scott’a. Jako szef grupy operacyjnej będę nadzorowała całe
śledztwo na zlecenie Komendanta. Mam nadzieję, że wspólnymi siłami zdołamy się
posunąc o kilka kroków do przodu i rozwiązać zagadkę zabójstwa, ktora w
rzeczywistości może być bardzo zawikłana i wymagać wielu poświęceń z naszej
strony. Czy ktoś ma jakieś pytania? – Wypowiedziała się brunetka i popatrzyła
po twarzach w poszukiwaniu upragnionych pytań.
- Co wiemy na temat zabójstwa? – Zapytał Michael Fray
siedzący nieopodal Paula.
- Oczywistym jest, że Scott zmarł na skutek wykrwawienia.
Z sekcji zwłok dowiaduje się, że we krwi znajdowała się duża dawka morfiny,
benzodiazepiny, LSD i heroina. Został postrzelony w prawe płuco i doznał
uderzenia tępym narzędziem w kośc potyliczną. To chyba wszystko co mamy.
Niedługo powinny byc wyniki próbek, które pobraliśmy z Paulem z miejsca zbrodni
a także indentyfikacja znalezionego przez nas przedmiotu, który rzekomo
przypomina wentyl. – Skończyła Claire i usiadła w swoim czarnoskórym fotelu. –
Kto ma ochotę na kawę?
Przez kolejne dwie godziny część grupy zajmującej się
śledztwem prowadziła konwersację. Michael Fray, niebieskooki blondyn został
wysłany do laboratorium. Andrea Collins dostała niecodzienną czynność wyszukania
wszelkich informacji dotyczących ofiary. Począwszy od pochodzenia rodziców a
skończywszy na życiu prywatnym oraz całkowitym życiorysie.
Pozostałe 6 osób zajęło się analizą zdjęć i ewentualnym
przebiegiem zdarzeń.
- Są wyniki badań. – Powiedział Michael otwierając drzwi
do biura Claire.
- I jak? – Wyrwał się Paul.
- Jakieś konkrety? – Wtrąciła Claire.
- Pod paznokciami środkowego i wskazującego palca ofiary
została znaleziona tkanka ludzkiego pochodzenia. Brak przynależności do
policyjnej bazy DNA świadczy o tym, że osoba nie była karana. Wentyl, który
znaleźli Paul i Claire jest rzeczywiście wentylem od roweru. Są na nim odciski
Waltera Scott’a a także niebieskie włókno, prawdopodobnie pochodzące z ubrania
zabójcy.
- Andrea, masz coś? – Zainteresowała się szefowa grupy
śledczej nie podnosząc wzroku z kartki, na której widniały wyniki badań.
- Sprawdziłam jego wszystkie powiązania z lokalną mafią.
Kompletnie nic. Był zwykłym pracownikiem H&T Company*, rozwiedziony,
bezdzietny. Miał kochankę.
Gdy tylko Andrea skończyła mówić Claire podniosła głowę i
zaczęła intensywnie myśleć.
- Jak się nazywała, ta kochanka? – Zapytała.
- To trzydziestoczteroletnia Amelia Fin, spotykali się od blisko
trzech lat. – Wygłosiła panna Collins.
- Masz jej adres? – Szybko dodała szarooka kobieta.
- Masz jej adres? – Szybko dodała szarooka kobieta.
- Jeśli wierzyć aktualnym danym, mieszka przy
Czterdziestej ósmej Alei. Numer siedemset dziewięćdziesiąt.
- To niedaleko Great Highway? W pobliżu wybrzeża? –
Dopytywał się Paul Walky.
- Chyba pani Fin powinna się spodziewać policji w
niedalekim czasie. – Oznajmiła komisarz David. – Paul, jedziesz ze mną.
- Oczywiście szefie! – Zawołał radośnie mężczyzna i
uśmiechnął się jak miał w zwyczaju, od ucha do ucha.
Chwilę później
Claire i Paul znaleźli się w hallu Komendy Głównej.
- Czekaj! Musimy wstąpić do laboratorium. – Oznajmiła.
Kilkanaście minut później jechali w stronę 48th Avenue.
Samochód prowadził komisarz Walky, Claire była zbytnio rozkojarzona.
- W gruncie rzeczy jestem bardzo ciekawa czy pani Fin
rozpozna to małe cholerstwo. – Powiedziała kobieta śledząc za szybą budynki, które
mijali. W dłoni ściskała plastikową torebkę.
[1] Darkey – ang. Czarnuch,
nazwa więzienia pochodząca od dominującej większości czarnoskórych skazańców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz