niedziela, 8 grudnia 2013

W cieniu San Francisco - III W ukryciu

Gdy Max Rooselt się obudził słońce świeciło wysoko na niebie a Martina już nie było.
Mężczyzna wstał i poszedł wziąć prysznic. Chwilę później lodowata woda, która spływała po jego ciele
w pewnym stopniu go rozbudziła. Ubiegły wieczór sowicie zakrapiany alkoholem dał się we znaki jako ból głowy, który dopiero się pojawił.
Max wyszedł z łazienki na taras w samych bokserkach i rozprostował kości. Śpiew ptaków przypominał mu
o jego kochanku. Martin uwielbiał głos natury. Szum drzew, śpiew ptaków i odgłos kropli stukających
o blaszany dach gdy pada deszcz.
Dom w środku lasu za miastem był ucztą dla zmysłów. Max uwielbiał spędzać tam czas z Martinem.
Podczas picia kawy zadzwonił telefon.
- Słucham? – Odebrał Max.
- Witaj. – Powiedział męski głos w słuchawce. – Dobrze spałeś?
- Jak zawsze. – Odpowiedział z uśmiechem mężczyzna wychynąwszy kilka łyków kawy. – Dlaczego tak wcześnie wyjechałeś?
- Miałem kilka spraw do załatwienia w mieście. Gdzie będziesz po południu?
- Na Richland Avenue, bo co?
- Wpadnę do Chinatown i wezmę coś na wynos. Zjemy razem, dobrze? – Zapytał mężczyzna.
- Oczywiście. Masz przy sobie klucze?
- Mam. Planujesz wyjść?
- Nie. Chyba się zdrzemnę. Głowa mi pęka po tej wczorajszej whisky...  - Poinformował Max kładąc duży nacisk na słowo „pęka”. 
- Dobrze, w takim razie do zobaczenia później. A
i jeszcze jedno jeśli byś mógł odbierz dla mnie przesyłkę z Lombard Street.
- Nie ma sprawy. – Zgodził się Max. – Do usłyszenia.
Max wyłączył telefon i wrócił do łóżka pełen entuzjazmu, że kolejną noc spędzi właśnie z nim.

Satynowa pościel otuliła go chłodem tak ciasno, że przez całe ciało przeszedł go dreszcz a chwilę później stracił świadomość i zasnął. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz